Zarzucono im niepodjęcie koniecznych w konkretnych przypadkach zabiegów medycznych, mimo bezwzględnych wskazań do ich przeprowadzenia, przez co narazili oni osoby, którym mieli obowiązek udzielić pomocy medycznej, na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Zarzuty obejmują działania na szkodę 18 pacjentów.
Drugi z podejrzanych już nie jest lekarzem pogotowia i pracuje w jednym z ZOZ poza Łodzią.
"Dziś otrzymaliśmy z prokuratury potwierdzenie, że jednym z podejrzanych jest +nasz+ lekarz. W związku z tym postanowiłem o zawieszeniu go w czynnościach do momentu wyjaśnienia sprawy" - powiedział dyrektor łódzkiego pogotowia Bogusław Tyka.
Lekarz przebywa obecnie na zwolnieniu lekarskim.
Dyrektor pogotowia dodał, że "skieruje sprawę lekarza do Izby Lekarskiej i "innych gremiów lekarskich" , które mają się wypowiedzieć, czy podejrzany może dalej wykonywać swój zawód".
Prokuratura Apelacyjna w Łodzi od stycznia prowadzi śledztwo w sprawie pogotowia w dwóch głównych kierunkach. Pierwszy dotyczy korupcji, drugi - podejmowania działań zmierzających do uśmiercania pacjentów bądź narażania na uszczerbek ich zdrowia i życia.
W tzw. wątku korupcyjnym do tej pory zarzuty wręczania lub przyjmowania łapówek w zamian za informacje o zgonach pacjentów przedstawiono 41 osobom - pracownikom pogotowia oraz właścicielom i pracownikom firm pogrzebowych.
W styczniu "Gazeta Wyborcza" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może celowo zabijano pacjentów. Media podały, że istnieją poszlaki, iż niektórym chorym podawano pavulon, lek zwiotczający mięśnie, co powodowało ich śmierć.
sg, pap