Pielęgniarki i położne chcą w ten sposób wziąć odwet za to, że po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej - jak się obawiają - nie będą mogły podjąć pracy w krajach unijnych. Oskarżają rząd, że nie dbał o ich interesy w trakcie negocjacji i nie informował na bieżąco o stanie rozmów.
Unia Europejska wymaga, by kształcenie pielęgniarek i położnych obejmowało 4600 godzin w cyklu co najmniej trzyletnim. Większość polskich sióstr nie była w takim systemie kształcona.
Podczas negocjacji z Unią Europejską strona polska domagała się uznania - zgodnie z dyrektywą EWG z 1977 roku - praw nabytych pielęgniarek i położnych, które nie spełniają wymogów 4600 godzin kształcenia, ale w ciągu 5 lat przepracowały w swoim zawodzie co najmniej trzy lata.
"Przedstawiciele Komisji Europejskiej stwierdzili, że zasada ta mogła być stosowana w momencie pisania dyrektywy w 1977 roku, kiedy różnice programów kształcenia pielęgniarek w krajach członkowskich były niewielkie" - można przeczytać w notatce sporządzonej po konsultacjach technicznych z Komisją Europejską 26 lipca tego roku. Strona polska podkreśla, że nie zmienia swojego stanowiska.
"12 i 23 września br. skierowałem pisma do Pani Dyrektor Francoise Gaudenzi z Dyrekcji Generalnej Rozszerzenie, przedstawiając polskie stanowisko w tej sprawie, podważające m.in. interpretację dyrektyw +pielęgniarskich+ dokonaną przez Komisję Europejską. Jednocześnie po raz kolejny została przekazana niezmieniona polska propozycja zapisów do traktatu akcesyjnego w tym obszarze, gwarantująca uznanie kwalifikacji zawodowych polskich pielęgniarek i położnych z tytułem licencjata i magistra, a także uznawania kwalifikacji na zasadach praw nabytych dla pozostałych pielęgniarek i położnych" - napisał do jednego z okręgowych samorządów pielęgniarskich wiceminister spraw zagranicznych Jan Truszczyński.
Minister zdrowia Mariusz Łapiński powiedział w ub. tygodniu, że jest dobrej myśli. Podkreślił, że kwestii poruszanych przez pielęgniarki nie trzeba zakończyć do piątku, bowiem będą zawarte dopiero w traktacie akcesyjnym.
Minister pracy Jerzy Hausner dał do zrozumienia, że kampania antyunijna faktycznie wymierzona w rząd jest nie na miejscu. Tłumaczył, że nie wolno przedkładać interesów jakiejś grupy społecznej nad interes państwa.
OZZPiP grozi ponadto ogólnopolskim protestem w związku z niewypłacaniem lub obniżaniem pensji pielęgniarkom i położnym.
Tymczasem, jak podaje Wojewódzki Urząd Pracy w Olsztynie, warmińsko-mazurskie pielęgniarki i lekarze mogą znaleźć pracę w Niemczech już teraz bez zapisów w traktacie akcesyjnym z UE. Jednak brak chętnych na tę ofertę, mimo że, jak twierdzi urząd, została ona nagłośniona w lokalnych mediach.
Do pracy w Niemczech poszukiwani są lekarze z różnymi specjalizacjami oraz bez specjalizacji, ale z prawem do wykonywania zawodu a także pielęgniarki, fizykoterapeuci i technicy analityki medycznej.
Warunki, jaki musi spełnić kandydat to wiek do 40 lat, wykształcenie kierunkowe oraz w przypadku pielęgniarek dobra znajomość języka niemieckiego, a w przypadku lekarzy - bardzo dobra znajomość języka. Zostanie ona sprawdzona podczas rozmów kwalifikacyjnych prowadzonych przez specjalistów z Bonn.
Przewodnicząca regionu warmińsko-mazurskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Elżbieta Dziekan powiedziała, że najprawdopodobniej przyczyną nikłego zainteresowania ofertą wśród pielęgniarek jest nieznajomość języka niemieckiego. "Wiem, że wiele koleżanek wyjechałoby do pracy w krajach anglojęzycznych. Poza tym trudno jest zostawić na rok rodzinę, dzieci" - powiedziała.
Według ostatnich danych w Wojewódzkim Urzędzie Pracy zarejestrowanych jako bezrobotnych było 612 pielęgniarek, 69 położnych i 8 lekarzy.
Stopa bezrobocia w województwie warmińsko-mazurskim wynosi na koniec października 28,1 proc. Bez pracy pozostaje 173 tysiące osób, w tym z prawem do zasiłku 32 tysiące.
em, pap