Ziemię najczęściej kupują przedsiębiorcy i przedstawiciele wolnych zawodów (lekarze, adwokaci, aktorzy, filmowcy). Najczęściej kupowane są dwuhektarowe działki wraz z domem. Ziemię sprzedaje przede wszystkim Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa: w 2000 r. - 120 tys. hektarów, w 2001 r.- 147 tys. hektarów, zaś w tym roku - 180 tys. hektarów. W 1992 r., kiedy lubelski oddział Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa rozpoczynał działalność, sprzedał 310 hektarów, osiem lat później - już 9114 hektarów. W Olsztyńskiem AWRSP w 1999 r. sprzedała 25 tys. hektarów, dwa lata później - ponad 36 tys. hektarów. Właścicielem kawałka ziemi z domkiem letniskowym w lesie lub nad jeziorem można się stać już za 30-40 tys. zł (na Mazurach cena jest dwukrotnie wyższa). Hektar nieużytków z kawałkiem lasu i w pobliżu jeziora we wschodnich województwach można kupić za 1,5-2 tys. zł. Za 3 tys. zł można nabyć 3 hektary łąki na Polesiu, w okolicach Suwałk lub w Bieszczadach.
Na Węgrzech w ciągu ostatnich dziesięciu lat sprzedano 80 proc. należącej do państwa ziemi rolnej. Z tego prawie 30 proc. kupili mieszkańcy miast (w postaci kilkuhektarowych działek). W Czechach ponad 90 proc. gruntów rolnych sprywatyzowano zaraz po 1989 r. Boom na zakup działek dawno już tam minął. We wschodnich Niemczech wciąż można kupić ziemię - nabywcami są głównie mieszkańcy zachodnich landów. Hektar na wschodzie Niemiec kosztuje obecnie 4 tys. euro, podczas gdy na zachodzie - 9 tys. euro.
W ostatnich miesiącach popyt nakręcało zbliżające się członkostwo Polski w Unii Europejskiej. Polacy kupują, bo spodziewają się, że po przyjęciu naszego kraju do UE ziemia podrożeje na tyle, że nie będzie ich stać na jej zakup. W rzeczywistości nie będzie znacznych podwyżek, bo nic nie wskazuje, by zwiększył się popyt. Już teraz w zachodniej Polsce ziemia jest tylko dwa razy tańsza niż we wschodnich Niemczech. Skoro tam popyt jest niewielki, dlaczego w Polsce miałoby być inaczej?
Motywacją są też przygotowane przez rząd (na wniosek PSL) ograniczenia w zakupie ziemi rolnej. Jeśli wejdą w życie, obrót ziemią będzie trudniejszy niż w czasach stalinowskich. - Projekt ustawy zakłada, że Polacy zainteresowani kupnem ziemi rolnej będą musieli przedstawić świadectwo ukończenia co najmniej zawodowej szkoły rolniczej albo udowodnić, że przez pięć lat pracowali na roli - mówi Jan Bielański, dyrektor Departamentu Gospodarki Ziemią i Infrastrukturą Wsi w Ministerstwie Rolnictwa. Jest paradoksem, że ustawa najbardziej zaszkodzi samym rolnikom. - Jeśli nowe przepisy doprowadzą do tego, że ziemia będzie leżała odłogiem, to nie mają one najmniejszego sensu. Teraz ludzie z miast nie tylko coś na niej robią, ale dają też zarobić chłopom, na przykład przy budowie domu - opowiada Edward Piwoński ze wsi Hniszów w pobliżu Chełma. W 2002 r. w Hniszowie kupiono ponad 50 hektarów.
Posiadanie własnej ziemi umożliwia płacenie mniejszej składki ubezpieczenia społecznego. Wystarczy, że przeznaczy się ją pod zalesienie, by płacić składkę na KRUS (Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego), która w 94 proc. jest dofinansowywana z budżetu. W ubiegłym roku kwartalna składka na KRUS wynosiła 159 zł. Płacąc składki na ZUS, trzeba było wydać 1800 zł. Osoba dobrze zarabiająca, płacąc na KRUS zamiast na ZUS, może zaoszczędzić rocznie nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Andrzej Kropiwnicki
Więcej o nowych ziemianach w najnowszym, 1050 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 6 stycznia.