- Ciało mojej córki podczas identyfikacji było pokryte jakimś błotem. Dopiero po interwencji Rosjanie je umyli - powiedział Zdzisław Moniuszko ojciec stewardesy Justyny Moniuszko, która zginęła 10 kwietnia w Smoleńsku.
Moniuszko poinformował, że po katastrofie smoleńskiej do Moskwy poleciała jego żona, przyjaciel córki oraz jego siostrzeniec. Mieli oni pomóc w identyfikacji ciała Justyny Moniuszko. - Moi bliscy byli w ostatniej grupie rodzin ofiar, jaka została dowieziona na miejsce identyfikacji. Kiedy weszli na salę, pani minister Ewa Kopacz poinformowała rodziny, że identyfikacje będą dla nich bardzo trudne, gdyż wszystkie ciała, które pozostały jeszcze do rozpoznania, są rozczłonkowane, że właściwie do identyfikacji pozostały tylko szczątki ciał. Moja żona była tą wiadomością wprost porażona - mówił Moniuszko. Z tego powodu w identyfikacji nie uczestniczyła matka.
- Jak się okazało, pani minister niepotrzebnie doprowadziła moją żonę do tej, kolejnej już, strasznej traumy, gdyż ciało córki było, można powiedzieć, w stanie nienaruszonym - dodał Moniuszko.
"Ciała nie umyto"
Jak podaje Moniuszko ciała jego córki nie umyto po katastrofie. - Było pokryte jakimś błotem. Dlatego siostrzeniec i przyjaciel Justyny stanowczo zaprotestowali, mówiąc, że matka nie może zobaczyć ciała córki w takim stanie. Dopiero po tej interwencji Rosjanie umyli ciało Justyny - powiedział.
- Siostrzeniec mówił mi, że ciało córki było opisane imieniem i nazwiskiem innej osoby. Zwrócili na to, przez tłumacza, Rosjanom uwagę, ale co było z tą sprawa dalej - nie wiemy - zaznaczył Moniuszko.
Ojciec ofiary podkreślił, że rodzinę zabolał fakt, iż nie zgodzono się na włożenie do trumny różańca. - Skandalem nazywam również nieubranie ciała córki w strój, który dostarczyliśmy do Moskwy. Wśród rzeczy Justyny, jakie nam zwrócono, nie było pierścionka, jaki dostała od mężczyzny, z którym miała się wkrótce zaręczyć. Nie było też jej dosyć cennego, szwajcarskiego zegarka. Miał cyferblat z cyrkoniami. Chyba kogoś te kamyki skusiły - stwierdził Moniuszko.
"Nie mamy pewności, czy pochowaliśmy ciało córki"
- Te okropne pomyłki sprawiły, że nie mamy dziś już zupełnej pewności, iż pochowaliśmy ciało Justyny. Te wszystkie ekshumacje, fakt zamiany ciał, ujawnienie przerażających zaniedbań, jakie do tego doprowadziły, zasiały w naszych sercach niepokój - mówił Moniuszko.
ja, "Nasz Dziennik"
- Jak się okazało, pani minister niepotrzebnie doprowadziła moją żonę do tej, kolejnej już, strasznej traumy, gdyż ciało córki było, można powiedzieć, w stanie nienaruszonym - dodał Moniuszko.
"Ciała nie umyto"
Jak podaje Moniuszko ciała jego córki nie umyto po katastrofie. - Było pokryte jakimś błotem. Dlatego siostrzeniec i przyjaciel Justyny stanowczo zaprotestowali, mówiąc, że matka nie może zobaczyć ciała córki w takim stanie. Dopiero po tej interwencji Rosjanie umyli ciało Justyny - powiedział.
- Siostrzeniec mówił mi, że ciało córki było opisane imieniem i nazwiskiem innej osoby. Zwrócili na to, przez tłumacza, Rosjanom uwagę, ale co było z tą sprawa dalej - nie wiemy - zaznaczył Moniuszko.
Ojciec ofiary podkreślił, że rodzinę zabolał fakt, iż nie zgodzono się na włożenie do trumny różańca. - Skandalem nazywam również nieubranie ciała córki w strój, który dostarczyliśmy do Moskwy. Wśród rzeczy Justyny, jakie nam zwrócono, nie było pierścionka, jaki dostała od mężczyzny, z którym miała się wkrótce zaręczyć. Nie było też jej dosyć cennego, szwajcarskiego zegarka. Miał cyferblat z cyrkoniami. Chyba kogoś te kamyki skusiły - stwierdził Moniuszko.
"Nie mamy pewności, czy pochowaliśmy ciało córki"
- Te okropne pomyłki sprawiły, że nie mamy dziś już zupełnej pewności, iż pochowaliśmy ciało Justyny. Te wszystkie ekshumacje, fakt zamiany ciał, ujawnienie przerażających zaniedbań, jakie do tego doprowadziły, zasiały w naszych sercach niepokój - mówił Moniuszko.
ja, "Nasz Dziennik"