- To, co prokurator Artymiak i prokurator Szeląg mówili [podczas posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka - red.], to była rozpaczliwa próba ratowania twarzy po wypowiedzi Szeląga, która została wykorzystana przez media do przedstawienia tezy, że ponoć nie doszło do wykrycia materiałów wybuchowych w Smoleńsku - powiedział krewny jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej, dr Dariusz Federowicz.
Mężczyzna powiedział, że najważniejszym wystąpieniem podczas posiedzenie było to Jana Bokszczaniana, który produkuje spektrometry wykorzystywane do stwierdzania obecności jonów różnych substancji. Fedorowicz odparł także argumentację posłów PO, którzy twierdzili, że Bokszczanin jako producent musiał chwalić swój produkt. - Bokszczanin chwalił również konkurencję, mówił o urządzeniach pozostałych firm zagranicznych. To, co on powiedział, że zbieżność odczytów oznacza, że nie ma innej możliwości niż obecność trotylu, jest niezwykle istotne. To, że ślady trotylu znaleziono, potwierdzili wreszcie prokuratorzy przyparci do muru. Wreszcie nazwali rzeczy po imieniu - wyjaśnił Fedorowicz.
- Nie wydaję mi się, by w Smoleńsku na miejscu tragedii znajdowała się wędlina czy pasta do butów w dużych ilościach. Wątpię, by w Smoleńsku one się znajdowały masowo. Sądzę, że w miejscu tragedii panowały warunki takie, jakie znajdują się w zaleceniach producenta. Te pokrętne tłumaczenia prokuratury budzą we mnie fatalne odczucia. To jest żenujące, to jest farsa - powiedział krewny jednej z ofiar.
Według Fedorowicza Prokurator Generalny wyznaczył trend i kierunek w jaki sposób prowadzone jest śledztwo w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. - On [Andrzej Seremet - red] mówił, że można wykluczyć wątek zamachu. To stwierdzenie było natury politycznej i nie było profesjonalne. Widać, że jest przyzwolenie szefostwa prokuratury na tego typu działania. Trudno się dziwić, by ten trend nie był realizowany - zaznaczył Fedorowicz.
stefczyk.info, ml
- Nie wydaję mi się, by w Smoleńsku na miejscu tragedii znajdowała się wędlina czy pasta do butów w dużych ilościach. Wątpię, by w Smoleńsku one się znajdowały masowo. Sądzę, że w miejscu tragedii panowały warunki takie, jakie znajdują się w zaleceniach producenta. Te pokrętne tłumaczenia prokuratury budzą we mnie fatalne odczucia. To jest żenujące, to jest farsa - powiedział krewny jednej z ofiar.
Według Fedorowicza Prokurator Generalny wyznaczył trend i kierunek w jaki sposób prowadzone jest śledztwo w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. - On [Andrzej Seremet - red] mówił, że można wykluczyć wątek zamachu. To stwierdzenie było natury politycznej i nie było profesjonalne. Widać, że jest przyzwolenie szefostwa prokuratury na tego typu działania. Trudno się dziwić, by ten trend nie był realizowany - zaznaczył Fedorowicz.
stefczyk.info, ml