- Element pomnika to znaczy, że na przykład, ja sobie to tak w każdym razie wyobrażam, wrak tupolewa, jedzie do huty zostaje przetopiony i rzeczywiście jest elementem jakiegoś pomnika, ale nie stawiałabym go na Krakowskim Przedmieściu, nie stawiałabym go w miejscach, gdzie byłby przedmiotem okołopolitycznych afer - mówi w RMF FM córka tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskie Andrzeja Sariusz-Skąpskiego Izabela Sariusz-Skąpska.
Przyznaje, że "wczoraj z kolei usłyszała od jednego z komentatorów i też politycznych, też wysoko na scenie, że trzeba go (wrak - red.) na wieki wieków zachować, bo przecież za 10 lat zmienią się metody badań i jeszcze raz będziemy go badali". I co jeszcze? Jak długo? - pyta.
Jej zdaniem wrak powinien zostać przetopiony. - Huta, przetopienie i element pomnika, ale żaden eksponat i żadne permanentne obawy mojej rodziny, moich bliskich, że zmieni się władza, i kolejna władza będzie chciała na nowo wygrzebywać katastrofę smoleńską - wyjaśnia. - Taka makabra, to nie jest coś na co jesteśmy przygotowani, nikt na to nie jest przygotowany - podkreśla.
Zaznacza także, że rodziny ofiar katastrofy "nie stanowią żadnej grupy". - Tak samo jak ci ludzie, którzy jechali do Katynia na 70. rocznicę zbrodni nie stanowili żadnej jednolitej organizacji. To byli ludzie będący przekrojem całego społeczeństwa. W każdym razie taki był zamysł tej delegacji. I wydaje mi się, że byłoby sztuczne nawoływanie, abyśmy my - te 96 rodzin - stanowili jakąś wspólną grupę. Ja w tej grupie 96 rodzin mam trwałych znajomych, nawet grupę przyjaciół, ale do głowy nie przyszłoby mi szukać kontaktu z wszystkimi, bo myślę, że to są rzeczy naturalne, intuicyjne. A wiem już - ponieważ żyję cały czas, jak mój ojciec żył w cieniu Katynia - co znaczy jednoczyć się w cieniu tragedii. Nie polecam tego nikomu - kończy Sariusz-Skąpska.
mp, RMF FM
Jej zdaniem wrak powinien zostać przetopiony. - Huta, przetopienie i element pomnika, ale żaden eksponat i żadne permanentne obawy mojej rodziny, moich bliskich, że zmieni się władza, i kolejna władza będzie chciała na nowo wygrzebywać katastrofę smoleńską - wyjaśnia. - Taka makabra, to nie jest coś na co jesteśmy przygotowani, nikt na to nie jest przygotowany - podkreśla.
Zaznacza także, że rodziny ofiar katastrofy "nie stanowią żadnej grupy". - Tak samo jak ci ludzie, którzy jechali do Katynia na 70. rocznicę zbrodni nie stanowili żadnej jednolitej organizacji. To byli ludzie będący przekrojem całego społeczeństwa. W każdym razie taki był zamysł tej delegacji. I wydaje mi się, że byłoby sztuczne nawoływanie, abyśmy my - te 96 rodzin - stanowili jakąś wspólną grupę. Ja w tej grupie 96 rodzin mam trwałych znajomych, nawet grupę przyjaciół, ale do głowy nie przyszłoby mi szukać kontaktu z wszystkimi, bo myślę, że to są rzeczy naturalne, intuicyjne. A wiem już - ponieważ żyję cały czas, jak mój ojciec żył w cieniu Katynia - co znaczy jednoczyć się w cieniu tragedii. Nie polecam tego nikomu - kończy Sariusz-Skąpska.
mp, RMF FM