Gigantyczne długi a także utrata pozycji politycznej miały doprowadzić do depresji u Andrzeja Leppera, której efektem było samobójstwo przewodniczącego Samoobrony - ustaliła prokuratura, która prowadziła śledztwo w tej sprawie. Do raportu śledczych dotarła "Gazeta Wyborcza"
Zdaniem śledczych w śmierć Leppera nie były zaangażowane żadne osoby trzecie. Rzecznik prokuratury warszawskiej Dariusz Ślepokura zapewnia, że śledztwo było bardzo drobiazgowe. - Lepper był jednak wicepremierem, z olbrzymimi kontaktami w świecie polityki i biznesu. Nie chcieliśmy się narazić na zarzut, że czegoś nie sprawdziliśmy - podkreśla.
Uzasadniając umorzenie śledztwa w sprawie przewodniczącego Samoobrony prokuratorzy opisali ostatnie dni Leppera. Według nich były wicepremier był tuż przed śmiercią człowiekiem opuszczonym, skrytym, milczącym, pogrążonym w głębokiej depresji. To właśnie depresja miała doprowadzić do samobójczej śmierci polityka.
Śledczy podkreślili, że sytuacja finansowa Leppera i jego partii była bardzo zła - były wicepremier miał kilkanaście tysięcy złotych długów w związku z wpisami sądowymi i grzywnami, jakie wobec niego zasądzono. Był też winien gminie 6 tysięcy złotych za czynsz, miał 70 tysięcy złotych długu wobec trzech firm, które dostarczały mu pasze i nawozy, nie zapłacił rachunków za telefony komórkowe na kwotę 3 tysięcy złotych. Lepper zalegał również ZUS-owi z wpłatą 5 tysięcy złotych. Do tego dochodziły długi jego chorującego syna (ok. 200 tysięcy złotych zaległych rat za sprzęt rolniczy). Dom Leppera został na rok przed jego samobójczą śmiercią obciążony hipoteką.
"Lepper był osobą skrytą, zamkniętą w sobie, niedzielącą się na ogół swoimi problemami nawet z najbliższymi pracownikami i członkami rodziny. Nikt z najbliższych nie miał pełnej wiedzy, jaka była sytuacja finansowa Andrzeja Leppera" - podkreśla prokuratura. "Kiedy został odwołany ze stanowiska wicepremiera i ministra rolnictwa, część osób z jego otoczenia (w tym członkowie rodziny) zauważyła zmiany w jego zachowaniu. Wydawał się smutny, przygnębiony, następowało obniżenie nastroju" - czytamy w dalszej części uzasadnienia o umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci wicepremiera.
arb, "Gazeta Wyborcza"
Uzasadniając umorzenie śledztwa w sprawie przewodniczącego Samoobrony prokuratorzy opisali ostatnie dni Leppera. Według nich były wicepremier był tuż przed śmiercią człowiekiem opuszczonym, skrytym, milczącym, pogrążonym w głębokiej depresji. To właśnie depresja miała doprowadzić do samobójczej śmierci polityka.
Śledczy podkreślili, że sytuacja finansowa Leppera i jego partii była bardzo zła - były wicepremier miał kilkanaście tysięcy złotych długów w związku z wpisami sądowymi i grzywnami, jakie wobec niego zasądzono. Był też winien gminie 6 tysięcy złotych za czynsz, miał 70 tysięcy złotych długu wobec trzech firm, które dostarczały mu pasze i nawozy, nie zapłacił rachunków za telefony komórkowe na kwotę 3 tysięcy złotych. Lepper zalegał również ZUS-owi z wpłatą 5 tysięcy złotych. Do tego dochodziły długi jego chorującego syna (ok. 200 tysięcy złotych zaległych rat za sprzęt rolniczy). Dom Leppera został na rok przed jego samobójczą śmiercią obciążony hipoteką.
"Lepper był osobą skrytą, zamkniętą w sobie, niedzielącą się na ogół swoimi problemami nawet z najbliższymi pracownikami i członkami rodziny. Nikt z najbliższych nie miał pełnej wiedzy, jaka była sytuacja finansowa Andrzeja Leppera" - podkreśla prokuratura. "Kiedy został odwołany ze stanowiska wicepremiera i ministra rolnictwa, część osób z jego otoczenia (w tym członkowie rodziny) zauważyła zmiany w jego zachowaniu. Wydawał się smutny, przygnębiony, następowało obniżenie nastroju" - czytamy w dalszej części uzasadnienia o umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci wicepremiera.
arb, "Gazeta Wyborcza"