Prawdopodobnie nie przeprosi tylko Michnika i kierownictwa Agory. Powołani przez jego adwokatów świadkowie zeznają, że przedstawiciele Agory wypowiadali wobec niego słowa, które mógł uznać za groźby. Jak się dowiedzieliśmy, w Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie zeznania takie złożył reżyser Janusz Majewski. Rywin wyrazi skruchę, a sąd biorąc pod uwagę jego niekaralność, dobrą opinię, działalność na rzecz narodowej kultury, skaże go na karę grzywny. Rywin będzie mógł ją wpłacić już następnego dnia po zapadnięciu wyroku. Po pięciu latach sprawa ulegnie zatarciu, a z życiorysu znanego producenta filmowego zniknie zapis o wyroku. Rywingate stanie się największą farsą sądową III RP. Znowu góra urodzi mysz.
To, że sprawa Rywina skończy się niczym, jest prawie pewne, bo od początku on sam kieruje postępowaniem, a nie prokuratura. Fakt, iż po złożeniu przez Agorę doniesienia o przestępstwie, nie przesłuchano Rywina, lecz czekano z tym dwa tygodnie, zdecydował o prawdopodobnym fiasku sprawy. Rywin miał dość czasu, by przygotować linię obrony, skontaktować się ze wszystkimi osobami, którym mógł zaszkodzić i zapewnić ich, że nic przeciwko nim nie zezna. Prokuratura nie będzie w stanie tego ustalić, badając bilingi z jego telefonów, bo takich rzeczy nie załatwia się przez telefon. Wskazanie "grypy mającej władzę" i stojącej za nim nie jest w tej sytuacji możliwe. Rywin miał nawet czas, by zorientować się, jakie zeznania złożyli kluczowi świadkowie, którzy byli przesłuchiwani przed nim (Adam Michnik, Wanda Rapaczyńska, Paweł Smoleński czy Andrzej Zarębski). Nikt, poza kierownictwem Agory, nie ma teraz powodu zeznawać przeciwko niemu, bo on sam odmówił zeznań. Jest więc afera Rywina, ale nie ma aferzystów.
Gdyby prokurator przesłuchał Rywina jako pierwszego (w charakterze świadka), miałby przynajmniej jego wersję wydarzeń - niezależną od tego, co się w tej sprawie działo później. Zygmunt Kapusta, szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, twierdzi, że te zeznania nie byłyby nic warte, gdyż Rywinowi postawiono zarzut płatnej protekcji, a wówczas nie można skorzystać z jego zeznań jako świadka. Miałyby one jednak znaczenie dla sejmowej Komisji Śledczej oraz dla opinii publicznej. Skoro Rywina nie przesłuchano od razu, to teraz prokuratura i komisja sejmowa dowiedzą się tego, co on sam zechce im powiedzieć, jeśli w ogóle będzie mówił.
Agora może się jeszcze ewentualnie procesować z Rywinem w trybie powództwa cywilnego. A ma o co się procesować! Podczas dotychczasowego postępowania straciła bodaj najwięcej, przede wszystkim na własnym wizerunku. Z zapisu rozmowy Rywina z Michnikiem wynika, że kierownictwo Agory aktywnie lobbowało w sprawie nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Że wcześniej do przedstawicieli władz spółki przychodziły osoby, które również obiecywały załatwienie sprawy w niezbyt czysty sposób. Wanda Rapaczyńska mówi o dwóch takich wypadkach. Michnik w rozmowie z Rywinem - aż o dziesięciu. Opinia publiczna może pytać, dlaczego o tych sprawach nie powiadomiono organów ścigania. Dlaczego złożenie doniesienia o próbie płatnej protekcji ze strony Rywina zajęło Agorze aż pół roku?
Nie trzeba wcale złej woli prokuratury czy członków sejmowej komisji, by sprawa skończyła się niczym. Obecnie nikt nie ma interesu, żeby skończyła się inaczej. Kto dobrowolnie będzie się oskarżał i przyznawał, że jest członkiem "grupy sprawującej władzę"? Oczekiwanie, iż coś takiego nastąpi, byłoby naiwnością.
Dorota Macieja
Jarosław Gajewski
Pełny tekst w 1052 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 20 stycznia.
W numerze także: Oralne molestowanie ("Polski lotnik poleci nawet na drzwiach od stodoły" - politycy słownie molestujący słuchaczy wygrywają z pytiami i złośliwcami. Konkurs Srebrne Usta "Trójki" i "Wprost")