- Moja kandydatura może być kontrowersyjna, ale jak ktoś mówi o prowokacji, to pytam, czym prowokuję? Cechami osobistymi, tym, że byłam kiedyś mężczyzną, a teraz jestem tym, kim się czuję, czyli kobietą? Jeżeli to jest prowokacja, to taką samą byłoby kandydowanie na wicemarszałka Sejmu kogoś czarnoskórego albo o innym pochodzeniu etnicznym - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Anna Grodzka, kandydatka Ruchu Palikota na wicemarszałka Sejmu.
- Niech powiedzą jasno ci, którzy myślą, że nie każdemu człowiekowi wolno ubiegać się o funkcje publiczne. Że nie są ważne jego zalety i kompetencje, a ocenia się go, biorąc pod uwagę tylko jego tożsamość płciową - apeluje posłanka. A pytana o to jak jest możliwe, że konserwatywny kraj, jakim jest Polska, będzie prawdopodobnie miał wicemarszałka Sejmu - transseksualistę - odpowiada: - Gdy ludzie mają już powyżej dziurek w nosie wizji świata, w której człowiek musi być taki, jak ktoś go narysował, jak go rysują stereotypy - zaczynają nie tylko tolerować to, że świat jest różnorodny, ale wręcz akceptują. Demokracja nie jest stanem, w którym decyduje większość, jak się niektórym wydaje. Demokracja jest stanem, w którym, owszem, o kształcie życia społecznego, gospodarczego, decyduje większość, ale uwzględnia głos mniejszości.
Mówiąc o ostrych atakach Krystyny Pawłowicz skierowanych przeciwko niej (posłanka PiS stwierdziła m.in. że "nie wystarczy nażreć się hormonów, aby stać się kobietą") Grodzka stwierdza, że posłanka PiS swoimi słowami "zaprzecza chrześcijaństwu". - Ja jestem niewierząca, ale wiara chrześcijańska polega przecież na prymacie ducha nad ciałem, na miłości do drugiego człowieka - dodaje.
Grodzka przyznaje, że w czasie jej sejmowej kariery najbardziej upokorzyły ją "wynurzenia (Tomasza Terlikowskiego), który "podważał jej tożsamość" twierdząc, że Grodzka wciąż jest mężczyzną, bo o płci decydują geny. - Pozwałam Terlikowskiego do sądu. A teraz poczułam się tak upokorzona wypowiedziami pani poseł Pawłowicz. Oni twierdzą, że płci zmienić nie można - całkowicie podzielam tę opinię. Tyle że płcią nie są geny, genitalia ani ludzki fenotyp. Płeć mamy w głowie, w duszy, w sercu - podkreśla Grodzka.
"Gazeta Wyborcza", arb
Mówiąc o ostrych atakach Krystyny Pawłowicz skierowanych przeciwko niej (posłanka PiS stwierdziła m.in. że "nie wystarczy nażreć się hormonów, aby stać się kobietą") Grodzka stwierdza, że posłanka PiS swoimi słowami "zaprzecza chrześcijaństwu". - Ja jestem niewierząca, ale wiara chrześcijańska polega przecież na prymacie ducha nad ciałem, na miłości do drugiego człowieka - dodaje.
Grodzka przyznaje, że w czasie jej sejmowej kariery najbardziej upokorzyły ją "wynurzenia (Tomasza Terlikowskiego), który "podważał jej tożsamość" twierdząc, że Grodzka wciąż jest mężczyzną, bo o płci decydują geny. - Pozwałam Terlikowskiego do sądu. A teraz poczułam się tak upokorzona wypowiedziami pani poseł Pawłowicz. Oni twierdzą, że płci zmienić nie można - całkowicie podzielam tę opinię. Tyle że płcią nie są geny, genitalia ani ludzki fenotyp. Płeć mamy w głowie, w duszy, w sercu - podkreśla Grodzka.
"Gazeta Wyborcza", arb