- Zamiast eksperckich, poważnych badań i analiz, mamy do czynienia ze sprawą prowadzoną gorzej niż zwykły wypadek drogowy. Powiem szczerze, że mając kilkanaście lat praktyki, nie pamiętam, by w jakiejś sprawie, nawet kierowanej przez kiepsko przygotowanych policjantów na najgorszej prowincji, dochodziło do takich zaniedbań i rozbieżności. Niczego w tej sprawie nie można być pewnym; jeżeli codziennie pojawia się komunikat, albo cała seria komunikatów sprzecznych ze sobą, to naprawdę ciężko wierzyć ustaleniom komisji Millera – powiedział o metodologii wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej, Piotr Pszczółkowski, przedstawiciel części rodzin smoleńskich w rozmowie z portalem Stefczyk.info.
- Proszę zwrócić uwagę na samą sprawę wysokości przecięcia brzozy: różnice w tej sprawie dotyczą stu procent, bo przecież mówi się i o pięciu, i o siedmiu, i o dziewięciu metrach. To porażająca metodologia, która przekłada się na inne wnioski; mówię tu o komisji Millera. Jeżeli wyciąga się z tak niepewnych danych tak daleko idące wnioski, że brzoza jest przyczyną sprawczą urwania się skrzydła, to tyle warty jest ten raport, ile warte są te pomiary – wskazał adwokat.
- Strona rosyjska podchodziła lekceważąco do sprawy badań i całego śledztwa smoleńskiego. Ale trzeba postawić pytanie o praprzyczynę tego stanu rzeczy. Jest nią kompletne odpuszczenie sprawy przez polski aparat administracyjny: oddanie śledztwa Rosjanom, zrezygnowanie z wzięcia pod uwagę porozumienia wojskowego z 1993 r., które pozwoliłoby na wspólną pracę z Rosjanami, a cała reszta jest konsekwencją tych decyzji. Oczywiście można mieć żal do samych Rosjan, ale ja przede wszystkim mam go do polskich urzędników i władzy – dodał Pszczółkowski.
Mówiąc o sytuacji, w jakiej prokuratorzy wojskowi nie są w posiadaniu dokumentów dotyczących remontu Tu-154 z grudnia 2009 r., który odbył się w Rosji prawnik powiedział, że "zrzuca to na karb strasznego politycznego zacietrzewienia i polskiego bałaganu”. - Jeszcze nie mam pewności, czy chodzi tylko o to, czy może mamy do czynienia z ukrywaniem prawdy o katastrofie. Niestety, coraz więcej na to wskazuje; tych pomyłek jest za dużo, by mogły być udziałem jednego śledztwa. I jeśli ktoś się naraża na takie zaniedbania, to musi mieć w tym interes; obym się mylił, ale coraz więcej wskazuje na to, że są ludzie zainteresowani, by ukryć prawdę – dodał.
Stefczyk,info, ml
- Strona rosyjska podchodziła lekceważąco do sprawy badań i całego śledztwa smoleńskiego. Ale trzeba postawić pytanie o praprzyczynę tego stanu rzeczy. Jest nią kompletne odpuszczenie sprawy przez polski aparat administracyjny: oddanie śledztwa Rosjanom, zrezygnowanie z wzięcia pod uwagę porozumienia wojskowego z 1993 r., które pozwoliłoby na wspólną pracę z Rosjanami, a cała reszta jest konsekwencją tych decyzji. Oczywiście można mieć żal do samych Rosjan, ale ja przede wszystkim mam go do polskich urzędników i władzy – dodał Pszczółkowski.
Mówiąc o sytuacji, w jakiej prokuratorzy wojskowi nie są w posiadaniu dokumentów dotyczących remontu Tu-154 z grudnia 2009 r., który odbył się w Rosji prawnik powiedział, że "zrzuca to na karb strasznego politycznego zacietrzewienia i polskiego bałaganu”. - Jeszcze nie mam pewności, czy chodzi tylko o to, czy może mamy do czynienia z ukrywaniem prawdy o katastrofie. Niestety, coraz więcej na to wskazuje; tych pomyłek jest za dużo, by mogły być udziałem jednego śledztwa. I jeśli ktoś się naraża na takie zaniedbania, to musi mieć w tym interes; obym się mylił, ale coraz więcej wskazuje na to, że są ludzie zainteresowani, by ukryć prawdę – dodał.
Stefczyk,info, ml