Jak twierdzą młodzi działacze UP, 28 stycznia w debacie zorganizowanej w Białymstoku pt. "Unia Europejska - zagrożenie czy przyszłość" (organizatorem było Stowarzyszenie "Inicjatywa Wschód" oraz NZS Uniwersytetu w Białymstoku) pos. Andrzej Fedorowicz miał używać określeń obraźliwych dla Żydów i mniejszości narodowych, a na sali - jak piszą - za jego przyzwoleniem panowała "atmosfera antysemicka".
"Sprzyjały temu wypowiedzi posła w rodzaju +Naród żydowski to nie jest naród, tylko plemię żydowskie+, co nieodparcie kojarzy się nam ze znanymi sloganami antysemickimi z okresu drugiej wojny światowej. (...) Poseł wykazał się też +tolerancją+ mówiąc: +Jestem tolerancyjny, bo nie zabiłem jeszcze żadnego Żyda ani pedała+" - czytamy w piśmie młodych działaczy UP do Marka Borowskiego.
Cytują też inną wypowiedź posła, który, według nich, miał powiedzieć, że "mniejszości białoruskiej nie ma - są tylko prawosławni Polacy".
Autorzy listu twierdzą, że mają około dziesięciu świadków tych wypowiedzi, ale przyznają, że nie mają nagrań.
"To nie są poważne zarzuty, tylko plotki. To, co napisali w tym piśmie, to oni chcieliby to usłyszeć, ale tego nie usłyszeli (...). To są pomówienia, plotki, to są ich tęsknoty, oni by chcieli, żebym ja takim językiem mówił. Ja takim językiem się nie posługuję" - odpiera zarzuty poseł Fedorowicz. Jeśli będzie musiał stanąć przed komisją, to od autorów listu oczekuje dowodów, np. taśmy z nagraniem, powiedział.
em, pap