"Stan chłopca jest bardzo ciężki, ale stabilny. Konieczna jest operacja, by pozszywać liczne rany. Jeżeli nie pojawią się powikłania - a z tym zawsze należy się liczyć - ma szansę na całkowity powrót do zdrowia" - powiedział Ludwik Stołtny, ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii pooperacyjnej w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach.
Dziecko przewieziono do katowickiego szpitala śmigłowcem. Było również mocno wyziębione, ponieważ najpierw leżało na śniegu, a później ze względu na rany nie zmieniono mu mokrych ubrań.
Wbrew informacjom przekazywanym wcześniej przez służby wojewody śląskiego - do wypadku nie doszło podczas karmienia zwierząt. Jak wyjaśniła matka dziecka - psy biegały po ogrodzonej części posesji i zaatakowały Dawida, gdy wszedł za ogrodzenie.
"Po prostu to dziecko znalazło się nie za tą bramką. To były młode psy, które mąż z teściem kupili, bo mamy firmę i było bardzo dużo włamań, a na majątek się przecież pracuje. Kupili je dla bezpieczeństwa, od wiosny miały być szkolone" - powiedziała.
Zwierzęta pochodziły z legalnej hodowli. Kobieta podkreśliła, że teść ma duże doświadczenie w opiece nad zwierzętami, a psy były zadbane.
"Policjanci, którzy przybyli na miejsce uznali, że był to nieszczęśliwy wypadek. Zawiadomili o sprawie prokuraturę, która zdecyduje o ewentualnych dalszych krokach" - powiedziała rzeczniczka gliwickiej policji Magdalena Zielińska.
sg, pap