Występując przed sejmową komisją śledczą redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" zarzucił prokuraturze przedłużanie śledztwa. Powiedział także, że w czasie zadawania pytań w prokuraturze sugerowano mu, iż nie zawiadamiając prokuratury o próbie korupcyjnej sam dopuścił się przestępstwa. Później Michnik stwierdził, że ten ostatni zarzut dotyczy tylko jednego zadanego mu w czasie przesłuchania pytania, a nie całego jego przebiegu.
Jerzy Szteliga (SLD) z sejmowej komisji śledczej dopytywał Michnika podczas trzeciego już jego przesłuchania, dlaczego wyjechał za granicę po opublikowaniu tekstu o aferze Rywina, czy przewidywał, że nawet w dniu publikacji tekstu o aferze Rywina może zostać poproszony o wyjaśnienie, o przedstawienie dowodów przez prokuraturę, a może kogoś upełnomocnił do przekazania tych dokumentów.
"Ja nie myślałem w kategoriach prokuratury, ja nie miałem jasności, jak się prokuratura w całej tej sprawie będzie zachowywała. Dzisiaj już mam jasność albo niejasność - jasną niejasność" - odpowiedział Michnik.
Co to znaczy, panie redaktorze? - dopytywał Szteliga. "Jasna niejasność, to jest to, że ja w sposób jasny widzę, że ta sprawa jest przeciągana, że się wprowadza do śledztwa wciąż nowe wątki i mam prawo na podstawie swojej wiedzy o postępowaniu urzędu prokuratury obawiać się, że to będzie trwało w nieskończoność, ad Kalendas Graecas" - odpowiedział redaktor naczelny "Gazety Wyborczej".
Wcześniej prowadząca śledztwo w sprawie afery Rywina, Prokratura Apelacyjna wielokrotnie odpierała zarzuty o przedłużanie postępowania. Szef warszawskiej PA Zygmunt Kapusta podkreślał, że przedwczesne jest ocenianie śledztwa przed jego zakończeniem.
sg, pap