24 stycznia 2012 roku pogotowie w Sosnowcu zostało wezwane do nieprzytomnej kobiety, którą ktoś rzekomo uderzył, a potem porwał jej dziecko. W ekipie ratunkowej, która przyjechała do Katarzyny W., był Andrzej Badura, ratownik medyczny. - Pielęgniarka, która badała pacjentkę, stwierdziła, że z tyłu na karku jest ślad po uderzeniu. Tylko przy badaniu pacjentka nie sugerowała, że ją w tym miejscu boli. Potem przy pytaniu, czy ją boli w tym miejscu, odpowiedziała, że tak - opowiadał Badura w rozmowie z tvn24.pl.
Z relacji Badury wynika, że Katarzyna W. od początku była przytomna. Gdy przyjechała karetka kobieta klęczała. Jak mówił ratownik Katarzyna W. miała ubrudzone tylko kolana.
W ocenie ratownika ślad na karku Katarzyny W. nie był spowodowany silnym uderzeniem, "ale na pewno nie zdała go sobie sama".
Na początku lutego Katarzyna W. powiedziała, że jej dziecko nie zostało porwane, a zmarło w wyniku nieszczęśliwego wypadku.
ja, tvn24.pl
W ocenie ratownika ślad na karku Katarzyny W. nie był spowodowany silnym uderzeniem, "ale na pewno nie zdała go sobie sama".
Na początku lutego Katarzyna W. powiedziała, że jej dziecko nie zostało porwane, a zmarło w wyniku nieszczęśliwego wypadku.
ja, tvn24.pl