Jan Gebert, który chciał sfotografować antysemickie freski w kościele przy ul. Żydowskiej w Poznaniu, został wyrzucony z kościoła, bo - jak twierdzi - zasugerował księdzu, że jest Żydem. Ksiądz odpiera te zarzuty. - Dobry obyczaj nakazuje najpierw poprosić o zgodę (na robienie zdjęć) - tłumaczy ks. Leszek Wilczyński. O sprawie pisze Gazeta.pl.
Jan Gebert to współpracownik Muzeum Historii Żydów Polskich. Do poznańskiego kościoła trafił z powodu fresków z 1735 roku, które przedstawiają Żydów profanujących hostię. To ilustracja legendy z 1399 roku zgodnie z którą Żydzi mieli w miejscu, gdzie stoi kościół, dokonać profanacji.
Kiedy Gebert fotografował freski, jak relacjonuje, podszedł do niego ksiądz. - Gdy mu zasugerowałem, że jestem Żydem, zrobił się agresywny. Zaczął mi grozić palcem i sądem. Mówił, że nikt tu nie potrzebuje żadnego rozgłosu. Wypchnął mnie siłą z kościoła i zamknął drzwi - wspomina.
- Dobry obyczaj nakazuje, żeby prosić o zgodę na fotografowanie, zwłaszcza gdy ktoś reprezentuje oficjalne muzeum żydowskie. Kilka miesięcy temu udostępniliśmy np. świątynię ekipie filmowej z Izraela, która zwróciła się z oficjalną prośbą do kurii. Wszystko odbyło się grzecznie i bez zbędnych emocji - odpiera zarzuty ks. Wilczyński. I dodaje, że zdenerwowało go iż Gebert, wyproszony z górnego kościoła, robił "profesjonalną sesję" w kościele dolnym. - Przyznaję, że się zdenerwowałem. Przyszedłem do niego i stanowczo poprosiłem o opuszczenie świątyni. Odprowadziłem go na ulicę i zamknąłem drzwi. Ale nikomu nie groziłem - zapewnia. Gebert nie przyjmuje tych wyjaśnień. - W Wielką Sobotę kościoły są otwarte dla wszystkich ludzi. Robiłem zdjęcia, jak dziesiątki innych osób. Ale wyproszono tylko mnie. Czy dlatego, że zasugerowałem, że jestem Żydem? - pyta.
arb, Gazeta.pl
Kiedy Gebert fotografował freski, jak relacjonuje, podszedł do niego ksiądz. - Gdy mu zasugerowałem, że jestem Żydem, zrobił się agresywny. Zaczął mi grozić palcem i sądem. Mówił, że nikt tu nie potrzebuje żadnego rozgłosu. Wypchnął mnie siłą z kościoła i zamknął drzwi - wspomina.
- Dobry obyczaj nakazuje, żeby prosić o zgodę na fotografowanie, zwłaszcza gdy ktoś reprezentuje oficjalne muzeum żydowskie. Kilka miesięcy temu udostępniliśmy np. świątynię ekipie filmowej z Izraela, która zwróciła się z oficjalną prośbą do kurii. Wszystko odbyło się grzecznie i bez zbędnych emocji - odpiera zarzuty ks. Wilczyński. I dodaje, że zdenerwowało go iż Gebert, wyproszony z górnego kościoła, robił "profesjonalną sesję" w kościele dolnym. - Przyznaję, że się zdenerwowałem. Przyszedłem do niego i stanowczo poprosiłem o opuszczenie świątyni. Odprowadziłem go na ulicę i zamknąłem drzwi. Ale nikomu nie groziłem - zapewnia. Gebert nie przyjmuje tych wyjaśnień. - W Wielką Sobotę kościoły są otwarte dla wszystkich ludzi. Robiłem zdjęcia, jak dziesiątki innych osób. Ale wyproszono tylko mnie. Czy dlatego, że zasugerowałem, że jestem Żydem? - pyta.
arb, Gazeta.pl