Donald Tusk ogłosił w ubiegłym tygodniu korektę reformy przewidującej, że naukę w szkole od 2014 roku rozpoczynałyby obowiązkowo sześciolatki, a nie - jak dziś - siedmiolatki. W 2014 roku do szkoły pójdą obowiązkowo tylko te dzieci, które urodziły się do lipca 2008 roku. Rodziców, walczących o całkowite wstrzymanie reformy, takie rozwiązanie jednak nie satysfakcjonuje - pisze "Gazeta Wyborcza".
Rodzice walczący z reformą, skupieni wokół inicjatywy Ratujmaluchy.pl, wciąż zbierają podpisy pod wnioskiem o referendum w sprawie całkowitego wstrzymania obniżenia wieku obowiązku szkolnego do sześciu lat. - Rząd tylko próbuje rozładować napięcie. I tak by sobie musiał jakoś poradzić z podwojonym rocznikiem pierwszaków - tłumaczy w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Karolina Elbanowska, liderka Ratujmaluchy.pl. Elbanowska nie wierzy też w obietnice premiera, który zapewniał, że klasy w szkołach nie będą liczyły więcej niż 25 osób. - Rządzą oszczędności. Nie da się wprowadzić tych zmian bez pieniędzy, a pieniędzy nie ma - przekonuje.
- Nasze argumenty od początku są takie same. Reforma została źle przygotowana, niedofinansowana, wprowadzona wbrew oporowi społeczeństwa. Kolejne poprawki tylko powiększają chaos. Nie chcemy sześciolatków w szkołach nigdy: ani za rok, ani za trzy lata - podsumowuje Elbanowska.
arb, "Gazeta Wyborcza"
- Nasze argumenty od początku są takie same. Reforma została źle przygotowana, niedofinansowana, wprowadzona wbrew oporowi społeczeństwa. Kolejne poprawki tylko powiększają chaos. Nie chcemy sześciolatków w szkołach nigdy: ani za rok, ani za trzy lata - podsumowuje Elbanowska.
arb, "Gazeta Wyborcza"