- Przedłużanie tej sytuacji, także z punktu wizerunkowego policji, było nieuzasadnione, dlatego takie decyzje szybkie, kończące tę sprawę - tak komendant główny policji Marek Działoszyński tłumaczył powód, dla którego bohater opolskiej seksafery podsłuchowej generał Leszek Marzec odszedł na emeryturę w jeden dzień, bez postępowania dyscyplinarnego.
Do redakcji "Nowej Trybuny Opolskiej" trafiło 18-minutowe nagranie rozmowy komendanta wojewódzkiego z Opola i wysoko postawionej oficer policji. Z rozmowy wynika, że komendanta i panią oficer łączy prywatna zażyłość. Redakcja przekazała nagranie prokuraturze.
W dniu ujawnienia nagrania do Prokuratury Okręgowej w Opolu wpłynęło zawiadomienie o przestępstwie polegającym na nielegalnym podsłuchiwaniu. Jednak, jak pisze Dziennik.pl to sam Marzec mógł nagrać rozmowę. Tak wynika z pierwszych ustaleń funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych i Biura Kontroli, którzy pojechali do Opola, by prześwietlić kulisy sprawy. Mężczyzna miał wbić kod “1111#” i uruchomić urządzenie do przeprowadzania telekonferencji.
W wyniku afery komendant odszedł na emeryturę. Oficer, która miała z komendantem romans zawieszono. Wszczęto też wobec niej postępowanie dyscyplinarne i zabrano jej dodatki pieniężne. - Pan Marzec został odwołany ze stanowiska. To chyba jest największa kara dla oficera, który powołany był na wysoką funkcję w hierarchii służbowej w policji. Ponieważ miał już wysługę emerytalną i złożył raport o odejściu ze służby, to przychyliliśmy się do tego raportu. Natomiast pani, o której mówiliśmy, po pierwsze podlega dyscyplinarnie komendantowi wojewódzkiemu, i w związku z tym nie ja podejmowałem decyzję. Po drugie, nie złożyła raportu o odejściu ze służby, tylko dalej jest w służbie i w zawiązku z tym dotyczą jej wszystkie działania służbowe, które w stosunku do niej podjęto - tłumaczył Działoszyński.
W ocenie Działoszyńskiego Marzec jest już emerytem policyjnym, więc "mówienie o tym jest trochę mówieniem o historii".
ja, RMF FM
W dniu ujawnienia nagrania do Prokuratury Okręgowej w Opolu wpłynęło zawiadomienie o przestępstwie polegającym na nielegalnym podsłuchiwaniu. Jednak, jak pisze Dziennik.pl to sam Marzec mógł nagrać rozmowę. Tak wynika z pierwszych ustaleń funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych i Biura Kontroli, którzy pojechali do Opola, by prześwietlić kulisy sprawy. Mężczyzna miał wbić kod “1111#” i uruchomić urządzenie do przeprowadzania telekonferencji.
W wyniku afery komendant odszedł na emeryturę. Oficer, która miała z komendantem romans zawieszono. Wszczęto też wobec niej postępowanie dyscyplinarne i zabrano jej dodatki pieniężne. - Pan Marzec został odwołany ze stanowiska. To chyba jest największa kara dla oficera, który powołany był na wysoką funkcję w hierarchii służbowej w policji. Ponieważ miał już wysługę emerytalną i złożył raport o odejściu ze służby, to przychyliliśmy się do tego raportu. Natomiast pani, o której mówiliśmy, po pierwsze podlega dyscyplinarnie komendantowi wojewódzkiemu, i w związku z tym nie ja podejmowałem decyzję. Po drugie, nie złożyła raportu o odejściu ze służby, tylko dalej jest w służbie i w zawiązku z tym dotyczą jej wszystkie działania służbowe, które w stosunku do niej podjęto - tłumaczył Działoszyński.
W ocenie Działoszyńskiego Marzec jest już emerytem policyjnym, więc "mówienie o tym jest trochę mówieniem o historii".
ja, RMF FM