- Z publikacji "Wprost" dowiedziałem się ważnej rzeczy. Wojciech Fibak, który był dla mnie wzorem sportowca, nie jest już wzorem człowieka - tak Paweł Wroński na stronie internetowej „Gazety Wyborczej” komentuje artykuł tygodnika „Wprost” na temat Wojciecha Fibaka.
W artykule opublikowano nagranie potwierdzające pogłoski, że znany polski tenisista zajmował się poznawaniem ze sobą młodych dziewcząt i starszych mężczyzn.
"Wojciech Fibak, który był dla mnie wzorem sportowca, nie jest już wzorem człowieka"
„Choć nie podoba mi się sposób, w jaki zdemaskował Wojciecha Fibaka, to muszę zapytać: w jaki inny sposób "Wprost" mogło to zrobić? Czy reportaż wcieleniowy nie jest najlepszym sposobem opisania, jak Wojciech Fibak ułatwia spotkania młodych polskich dziewczyn z podstarzałymi obcokrajowcami?” – pyta Paweł Wroński w komentarzu opublikowanym na stronie internetowej „Gazety Wyborczej”.
„Wojciech Fibak jako wybitny sportowiec, człowiek elity, biznesmen i kolekcjoner dzieł sztuki był - albo dla wielu ludzi w Polsce jest - wzorem, kulturowym i osobowościowym. Należy do polskiej elity. Jest członkiem szacownych stowarzyszeń, komentatorem tenisa. Powinien dbać o dobre imię nie prawnymi pogróżkami wobec tygodnika, który go opisał ale własnym zachowaniem. Czy nadal powinien takim wzorem pozostawać? Nadal ma być przykładem?” – zastanawia się Wroński. Pisze, że media nie powinny pisać o życiu prywatnym, ale jednocześnie zastanawia się, czy w tym przypadku opisano życie prywatne sportowca.
„Tylko czy było to do końca życie prywatne? Może raczej sposób na życie i podnoszenie atrakcyjności towarzyskiej, biznesowej Wojciecha Fibaka?” – pisze. Podkreśla, że „przynależność do elity wiąże się z pewnymi konsekwencjami i obowiązkami. Także takimi, aby nie bałamucić młodych dziewczyn w celu poznawania ich z miłymi panami”. „Z publikacji "Wprost" dowiedziałem się ważnej rzeczy. Wojciech Fibak, który był dla mnie wzorem sportowca, nie jest już wzorem człowieka. Swoją drogą szkoda” – podsumowuje.
„Rozpoczęła się ważna debata publiczna"
Zamieszanie, które wywołał artykuł „Wprost”, skomentowała także socjolożka, publicystka Anna Dryjańska w felietonie opublikowanym na tronie internetowej radia TOK FM. „Rozpoczęła się ważna debata publiczna, której nawet niechętni dziennikarze nie będą w stanie powstrzymać, niezależnie od tego, jak głośno będą protestować. Być może powinnam użyć słowa "skowyczeć", bo tak protest wobec opisania sprawy Fibaka określił dziennikarz "Gazety Wyborczej" Waldemar Kumór, a za nim powtórzyła Ewa Siedlecka” – napisała.
„>Poważni< dziennikarze powinni przecież zajmować się tworzeniem fotogalerii najseksowniejszych tenisistek (tak jak np. kilka dni temu TVN24 "informujący", że prawdziwy sport to domena mężczyzn, a kobiety mogą być najwyżej obiektem fantazji erotycznych)” – pisze z ironią.
Dryjańska przypomina, że dziennikarze, którzy teraz tak gorąco sprzeciwiają się nagrywaniu jako metodzie śledztwa dziennikarskiego, nie mieli podobnych zastrzeżeń, gdy kilka dni temu media ujawniły nagrania z seksafery z opolskiej komendy policji. „Albo gdy kilka miesięcy temu o "filantropii" towarzyskiej pani B. wobec bogatych i ustosunkowanych mężczyzn pisał >Newsweek<” – dodaje.
„Skowyczący arbitrzy elegancji zdają się nie wiedzieć, że "filantropia kobietami" nie jest niewinnym hobby, a w sytuacji, gdy w grę wchodzą pieniądze, jest przestępstwem. Często ma to związek z przemocą. Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy "filantrop" poszukuje kobiet na własną rękę i może wmanewrować je w sytuacje, z których nie będzie już wyjścia. Pod koniec lat 90. przekonały się o tym dziesiątki kobiet oferowanych bogatym mężczyznom we Francji. Notabene w tamtej sprawie, wszelkimi siłami zamiatanej pod dywan przez francuskie władze, również przewija się nazwisko "filantropa" Fibaka” – czytamy w artykule socjolożki.
„Fibak Gate”
Artykuł „Wprost” ostro skomentowała także wokalistka Patrycja Kosiarkiewicz na swoim blogu partycja.pl. „Czy potępiam Pana Fibaka? Jak świat światem stare dziadki chciały dymać młode d**y” – pisze autorka bloga.
„Nic się w tej kwestii nie zmieniło i wygląda na to, że nic się nie zmieni. Jak świat światem bogactwo demoralizowało. Jeśli nie wierzysz, poczytaj Biblię” – pisze.
„Może Fibak chciał, żeby dziewczyna czuła się komfortowo? Wiadomo, że jak idziesz do hotelu z miłym Angolem, to przecież nie po to by oglądać znaczki. Może chciał, żeby to nie było takie opresyjno jednoznaczne? Trochę bon tonu pragnął wnieść. Pewnie mu do głowy nie przyszło, że laska nie wie czego się od niej oczekuje i planuje pracować w pozycji niekoniecznie horyzontalnej” – dodaje.
Wokalistka pisze, że tekst „Wprost” przywołał jej własne, podobne doświadczenia. „ Miałam 19 lat. Dopiero co zdałam maturę. W gazecie było ogłoszenie. Szukają piosenkarki do pracy w Holandii. Nie dostałam się na Akademie Muzyczną, pomyślałam, spróbuję. Werbowała mnie czterdziestoletnia pośredniczka. Przesłuchała kasetę z demo, spotkała się ze mną. Miałam dostarczyć zdjęcie. Ok, jadę. Gość był kotleciarzem. Miał domek w zabudowie szeregowej na przedmieściach i kupował w Aldiku. (…) Gdzie ja będę spała? U mnie. Ale będę miała tu osobny pokój? No to się jeszcze zobaczy. Pojechaliśmy na sztukę, miałam się porozglądać. Wieczorem się okazało. Właściwie nie muszę śpiewać, mam mu dać i ogólnie towarzyszyć. To znaczy tak tego nie ujął, ale się oblizał. Nosz k***a mać – powiedziałabym dziś. Ojej, ale jak to?? – powiedziałam wtedy” – wspomina.
„Podobno powinnam się cieszyć, że nie trafiłam do burdelu. No cieszę się. Jestem wdzięczna. Ludzki pan. Po powrocie zadzwoniłam do babska (wtedy myślałam o niej „kobieta od ogłoszenia”) z grzeczną reklamacją, a ta do mnie, że o co chodzi, że to przecież wiadomo i że zmarnowałam ich czas. Ja zmarnowałam? Ja?!!” – pisze.
„Otóż Fibaki i inne – nie wiadomo. Chcecie ustawiać ludziom randki, proszę bardzo. Ale mówicie wprost w czym rzecz. W ogóle ludzie, mówcie wprost” – apeluje i proponuje, aby podobne oferty brzmiały m.in. tak:
„To jest miły starszy pan, jak się z nim spotkasz kilka razy na seks, to zafunduje ci czesne na jeden rok studiów.
To jest pan K., jak dasz mu w łapę 30 kafli, wygrasz przetarg” .
Eb, wyborcza.p, patrycja.pl, tok.fm
"Wojciech Fibak, który był dla mnie wzorem sportowca, nie jest już wzorem człowieka"
„Choć nie podoba mi się sposób, w jaki zdemaskował Wojciecha Fibaka, to muszę zapytać: w jaki inny sposób "Wprost" mogło to zrobić? Czy reportaż wcieleniowy nie jest najlepszym sposobem opisania, jak Wojciech Fibak ułatwia spotkania młodych polskich dziewczyn z podstarzałymi obcokrajowcami?” – pyta Paweł Wroński w komentarzu opublikowanym na stronie internetowej „Gazety Wyborczej”.
„Wojciech Fibak jako wybitny sportowiec, człowiek elity, biznesmen i kolekcjoner dzieł sztuki był - albo dla wielu ludzi w Polsce jest - wzorem, kulturowym i osobowościowym. Należy do polskiej elity. Jest członkiem szacownych stowarzyszeń, komentatorem tenisa. Powinien dbać o dobre imię nie prawnymi pogróżkami wobec tygodnika, który go opisał ale własnym zachowaniem. Czy nadal powinien takim wzorem pozostawać? Nadal ma być przykładem?” – zastanawia się Wroński. Pisze, że media nie powinny pisać o życiu prywatnym, ale jednocześnie zastanawia się, czy w tym przypadku opisano życie prywatne sportowca.
„Tylko czy było to do końca życie prywatne? Może raczej sposób na życie i podnoszenie atrakcyjności towarzyskiej, biznesowej Wojciecha Fibaka?” – pisze. Podkreśla, że „przynależność do elity wiąże się z pewnymi konsekwencjami i obowiązkami. Także takimi, aby nie bałamucić młodych dziewczyn w celu poznawania ich z miłymi panami”. „Z publikacji "Wprost" dowiedziałem się ważnej rzeczy. Wojciech Fibak, który był dla mnie wzorem sportowca, nie jest już wzorem człowieka. Swoją drogą szkoda” – podsumowuje.
„Rozpoczęła się ważna debata publiczna"
Zamieszanie, które wywołał artykuł „Wprost”, skomentowała także socjolożka, publicystka Anna Dryjańska w felietonie opublikowanym na tronie internetowej radia TOK FM. „Rozpoczęła się ważna debata publiczna, której nawet niechętni dziennikarze nie będą w stanie powstrzymać, niezależnie od tego, jak głośno będą protestować. Być może powinnam użyć słowa "skowyczeć", bo tak protest wobec opisania sprawy Fibaka określił dziennikarz "Gazety Wyborczej" Waldemar Kumór, a za nim powtórzyła Ewa Siedlecka” – napisała.
„>Poważni< dziennikarze powinni przecież zajmować się tworzeniem fotogalerii najseksowniejszych tenisistek (tak jak np. kilka dni temu TVN24 "informujący", że prawdziwy sport to domena mężczyzn, a kobiety mogą być najwyżej obiektem fantazji erotycznych)” – pisze z ironią.
Dryjańska przypomina, że dziennikarze, którzy teraz tak gorąco sprzeciwiają się nagrywaniu jako metodzie śledztwa dziennikarskiego, nie mieli podobnych zastrzeżeń, gdy kilka dni temu media ujawniły nagrania z seksafery z opolskiej komendy policji. „Albo gdy kilka miesięcy temu o "filantropii" towarzyskiej pani B. wobec bogatych i ustosunkowanych mężczyzn pisał >Newsweek<” – dodaje.
„Skowyczący arbitrzy elegancji zdają się nie wiedzieć, że "filantropia kobietami" nie jest niewinnym hobby, a w sytuacji, gdy w grę wchodzą pieniądze, jest przestępstwem. Często ma to związek z przemocą. Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy "filantrop" poszukuje kobiet na własną rękę i może wmanewrować je w sytuacje, z których nie będzie już wyjścia. Pod koniec lat 90. przekonały się o tym dziesiątki kobiet oferowanych bogatym mężczyznom we Francji. Notabene w tamtej sprawie, wszelkimi siłami zamiatanej pod dywan przez francuskie władze, również przewija się nazwisko "filantropa" Fibaka” – czytamy w artykule socjolożki.
„Fibak Gate”
Artykuł „Wprost” ostro skomentowała także wokalistka Patrycja Kosiarkiewicz na swoim blogu partycja.pl. „Czy potępiam Pana Fibaka? Jak świat światem stare dziadki chciały dymać młode d**y” – pisze autorka bloga.
„Nic się w tej kwestii nie zmieniło i wygląda na to, że nic się nie zmieni. Jak świat światem bogactwo demoralizowało. Jeśli nie wierzysz, poczytaj Biblię” – pisze.
„Może Fibak chciał, żeby dziewczyna czuła się komfortowo? Wiadomo, że jak idziesz do hotelu z miłym Angolem, to przecież nie po to by oglądać znaczki. Może chciał, żeby to nie było takie opresyjno jednoznaczne? Trochę bon tonu pragnął wnieść. Pewnie mu do głowy nie przyszło, że laska nie wie czego się od niej oczekuje i planuje pracować w pozycji niekoniecznie horyzontalnej” – dodaje.
Wokalistka pisze, że tekst „Wprost” przywołał jej własne, podobne doświadczenia. „ Miałam 19 lat. Dopiero co zdałam maturę. W gazecie było ogłoszenie. Szukają piosenkarki do pracy w Holandii. Nie dostałam się na Akademie Muzyczną, pomyślałam, spróbuję. Werbowała mnie czterdziestoletnia pośredniczka. Przesłuchała kasetę z demo, spotkała się ze mną. Miałam dostarczyć zdjęcie. Ok, jadę. Gość był kotleciarzem. Miał domek w zabudowie szeregowej na przedmieściach i kupował w Aldiku. (…) Gdzie ja będę spała? U mnie. Ale będę miała tu osobny pokój? No to się jeszcze zobaczy. Pojechaliśmy na sztukę, miałam się porozglądać. Wieczorem się okazało. Właściwie nie muszę śpiewać, mam mu dać i ogólnie towarzyszyć. To znaczy tak tego nie ujął, ale się oblizał. Nosz k***a mać – powiedziałabym dziś. Ojej, ale jak to?? – powiedziałam wtedy” – wspomina.
„Podobno powinnam się cieszyć, że nie trafiłam do burdelu. No cieszę się. Jestem wdzięczna. Ludzki pan. Po powrocie zadzwoniłam do babska (wtedy myślałam o niej „kobieta od ogłoszenia”) z grzeczną reklamacją, a ta do mnie, że o co chodzi, że to przecież wiadomo i że zmarnowałam ich czas. Ja zmarnowałam? Ja?!!” – pisze.
„Otóż Fibaki i inne – nie wiadomo. Chcecie ustawiać ludziom randki, proszę bardzo. Ale mówicie wprost w czym rzecz. W ogóle ludzie, mówcie wprost” – apeluje i proponuje, aby podobne oferty brzmiały m.in. tak:
„To jest miły starszy pan, jak się z nim spotkasz kilka razy na seks, to zafunduje ci czesne na jeden rok studiów.
To jest pan K., jak dasz mu w łapę 30 kafli, wygrasz przetarg” .
Eb, wyborcza.p, patrycja.pl, tok.fm