Policja przywiozła do apteki w Mikołowie stare opakowania Corhydronu tłumacząc, że takie było polecenie prokuratury. Leki wycofano kilka lat wcześniej po ujawnieniu, że w jednej z partii mogła znajdować się substancja zwiotczająca mięśnie. Podanie zanieczyszczonego leku mogło skończyć się śmiercią pacjenta - podaje "Gazeta Wyborcza".
Siedem lat temu, gdy wybuchła afera z Corhydronem Ministerstwo Zdrowia apelowało do pacjentów, by zwracali lek do aptek. Aptekarze mieli dostać zwrot pieniędzy. Główny Inspektor Farmaceutyczny zalecał, żeby usunięto z rynku tylko wadliwą partię leku. Zdecydowano się wycofać z aptek wszystkie opakowania leku, wstrzymano też jego produkcję.
Po przebadaniu 60 tys. fiolek leku okazało się, że niebezpieczna substancja znajdowała się z 32 z nich.
Nie dość, że apteki nie dostały zwrotu pieniędzy za lek, teraz na polecenie prokuratury będą otrzymywać przeterminowany Corhydron.
Prokurator Violetta Niziołek, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze poinformowała, że lek jest zwracany zgodnie z postanowieniem sądu bezpośrednio do wszystkich podmiotów (aptek, szpitali, hurtowni), z których został wcześniej zabrany na potrzeby śledztwa.
ja, "Gazeta Wyborcza"
Po przebadaniu 60 tys. fiolek leku okazało się, że niebezpieczna substancja znajdowała się z 32 z nich.
Nie dość, że apteki nie dostały zwrotu pieniędzy za lek, teraz na polecenie prokuratury będą otrzymywać przeterminowany Corhydron.
Prokurator Violetta Niziołek, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze poinformowała, że lek jest zwracany zgodnie z postanowieniem sądu bezpośrednio do wszystkich podmiotów (aptek, szpitali, hurtowni), z których został wcześniej zabrany na potrzeby śledztwa.
ja, "Gazeta Wyborcza"