"Dokumenty zostawiłem w pracy, ale przedstawiłem się i powiedziałem, że chroni mnie immunitet dyplomatyczny. Milicjant zagrodził mi drogę i nie pozwolił przejść" - relacjonował zajście Marek Bućko.
Na parkingu wywiązała się dyskusja i w pewnej chwili funkcjonariusz pchnął polskiego dyplomatę na maskę samochodu. "Z mojej strony nie było żadnej agresji" - podkreśla Bućko. Cp dziwne, nie interweniowała znająca dobrze polskiego dyplomatę białoruska ochrona budynku. Milicjant w końcu ustąpił, puścił pierwszego sekretarza ambasady i odjechał radiowozem. Sprawę zakończyło spisanie protokołu w obecności polskiego konsula.
"Moim zdaniem jest to skandal" - ocenił dyplomata, ale zastrzegł, że nie ma jeszcze żadnych decyzji o oficjalnych krokach w związku z incydentem. Dodał, że nic mu nie wiadomo, aby w Mińsku doszło już kiedyś do podobnego naruszenia immunitetu dyplomatycznego.