"To, co się stało, to skandal" - powiedział w niedzielę polskim dziennikarzom ambasador Pawlak. Dodał, że do incydentu doszło na zamkniętym terytorium w chronionym kompleksie, który zamieszkują niemal wszyscy akredytowani w Mińsku dyplomaci.
Jak dowiedziała się w polskiej ambasadzie, Pawlak zadzwonił w niedzielę do dyżurnego białoruskiego MSZ i zażądał spotkania z szefem protokołu dyplomatycznego. Do takiego spotkania ma dojść w poniedziałek. Ambasador zamierza się domagać wyjaśnień w sprawie poturbowania swojego podwładnego.
Gdy w sobotę późnym wieczorem Bućko przyjechał przed strzeżony blok, gdzie mieszkają dyplomaci, i wysiadł z samochodu, drogę zagrodził mu białoruski milicjant. Zażądał okazania dokumentów.
Dyplomata tłumaczył, że dokumenty zostawił w ambasadzie i właśnie wraca do domu. Gdy próbował wyminąć milicjanta, doszło do szarpaniny i polski dyplomata został pchnięty na stojący obok samochód.
"Z mojej strony nie było żadnej agresji" - podkreślił Bućko. Białoruska ochrona budynku nie interweniowała. Milicjant w końcu ustąpił, puścił pierwszego sekretarza ambasady i odjechał radiowozem w towarzystwie drugiego funkcjonariusza.
Po interwencji polskiego konsula w Mińsku na miejsce incydentu przyjechał szef ochrony budynku dla dyplomatów. Z jego udziałem i w obecności konsula sporządzono protokół zdarzenia. Za pośrednictwem zwierzchników wezwano też patrol, którego funkcjonariusz brał udział w incydencie. Zarówno on, jak i jego towarzysz odmówili odpowiedzi na pytania.
les, pap