Jak informują lekarze oraz centrum zarządzania kryzysowego wojewody śląskiego, życiu żadnej z ofiar nie zagraża niebezpieczeństwo. Najciężej ranny jest 27-latek, który ma złamany kręgosłup. Wkrótce ma być operowany, chociaż nie jest ubezpieczony.
Pozostali poszkodowani są w szpitalach w Piekarach Śląskich i Chorzowie. Doznali niegroźnych potłuczeń i otarć naskórka. Najmłodszy z nich - Michał - urodził się w styczniu tego roku. W szpitalu jest również 15-letni Dawid i 9-letni Piotr, którego strażacy wyciągnęli spod gruzów. Matka jednego z rannych chłopców, która jako piąta osoba trafiła do szpitala, po konsultacji lekarskiej opuściła go.
Pozostali mieszkańcy wyszli w budynku o własnych siłach, większość tuż przed katastrofą, gdy zobaczyli pękającą ścianę.
Wcześniej strażacy podawali nieprecyzyjne informacje na temat ilości i wieku poszkodowanych w wypadku osób.
W zawalonej części budynku mieszkały trzy rodziny.
"Syn powiedział: mamo, ściana pęka. Chwyciłam dzieci i tak jak staliśmy, zbiegliśmy na dół. Widziałam jeszcze jak runął pokój ze wszystkim, co w nim było" - powiedziała dziennikarzom jedna z lokatorek domu, Katarzyna Kowalska.
"U mnie runęły dwa pokoje, z całym dobytkiem. Nie wiem, co będzie dalej. Mieszkaliśmy tu osiem lat. Wielokrotnie zgłaszaliśmy, że stan budynku jest coraz gorszy, że pękają ściany. Gdyby nas słuchano, można było do tego nie dopuścić" - mówi inna lokatorka, Bożena Szymańska.
Budynek miał ponad 80 lat. W piątek przed tygodniem, po wnioskach mieszkańców, odwiedziła go powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, Elżbieta Kwiecińska. Nie stwierdziła zagrożenia dla mieszkańców, zleciła jednak szczegółową ekspertyzę. Obecnie już niepotrzebną, ponieważ budynek zostanie rozebrany.
"Budynek wyglądał normalnie, nic nie wskazywało na niebezpieczeństwo. Jedyną zaobserwowaną nieprawidłowością było to, że elementy konstrukcyjne w postaci stropów nie były w kilku miejscach połączone ze ścianą zewnętrzną (która runęła - PAP)" - powiedziała Kwiecińska. Dodała, że w bytomskich kamienicach, w większej części przedwojennych, zdarza się to i nie grozi zawaleniem.
Nie wykluczyła, że przyczyną katastrofy mogły być czynniki zewnętrzne, np. tąpnięcie, spowodowane eksploatacją górniczą. Niektórzy mieszkańcy mówili, że odczuli taki wstrząs krótko przed zawaleniem się budynku. W poniedziałek mają to zbadać eksperci z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.
Rzecznik bytomskiego magistratu Jacek Wicherski zapewnił, że dla wszystkich 25 mieszkańców zawalonej kamienicy miasto przygotowało miejsca w hotelu. Od poniedziałku mają otrzymywać przydziały na inne mieszkania. Dobytek poszkodowanych zabezpieczą strażacy. Po wyniesieniu rzeczy ocalała część budynku będzie wyburzona.
Wiceprezes Zarządu Budynków Miejskich w Bytomiu Józef Niemiec przyznał, że stan techniczny wielu miejskich kamienic jest niezadowalający, jednak nie oznacza to, że grożą zawaleniem. Ok. 70 proc. miejskich budynków wybudowano przed wojną. "Gdyby wykwaterowywać mieszkańców ze wszystkich domów, których stan jest niezadowalający, należałoby wykwaterować pół Bytomia" - powiedział.
Przy ulicy Wesołej, gdzie doszło do katastrofy, oraz w okolicach, w ostatnich 15 latach wyburzono bardzo wiele starych domów. Między tymi, które jeszcze stoją, jest sporo pustych miejsc. Na terenie tym, jak w całym Bytomiu, występują znaczące szkody górnicze.
W akcji ratunkowej uczestniczyło sześć zastępów strażackich. Użyto m.in. kamery termowizyjnej, dzięki której stwierdzono, że pod gruzami nie został żaden z poszkodowanych. Straż dotarła na miejsce katastrofy w ciągu trzech minut od otrzymania zgłoszenia.
em, pap