W połowie lat 90. w Nowym Jorku, przede wszystkim w dzielnicach handlowych, powstały 33 "obszary podlegające naprawie". Właściciele nieruchomości na takim terenie płacili dobrowolny podatek na rzecz poprawy bezpieczeństwa. Jednym z wydzielonych obszarów był Grand Central na Manhattanie. Dzięki dodatkowym podatkom poza policją pojawiło się tam 50 agentów ochrony, zainstalowano kamery. Natychmiast likwidowano graffiti, bezdomnym nie pozwalano żebrać (kierowano ich do jadłodajni i noclegowni), zatrzymywano dealerów narkotyków. Po roku przestępczość w Grand Central spadła o 42 proc. Program zastosowano w innych wielkich miastach USA. Wszędzie przestępczość spadła co najmniej o 20 proc.
Pod koniec lat 90. obszary podlegające naprawie powstały w Katowicach, Gliwicach, Zabrzu, Bytomiu, Sosnowcu, Chorzowie, Szczecinie. Wzorowano je na chicagowskim programie CAPS (Chicago Alternative Policing Strategy - Alternatywna Strategia Policyjna dla Chicago). CAPS polega na współpracy policji, społeczności lokalnej i władz miejskich. Ich przedstawiciele spotykają się co miesiąc, wskazując problemy do rozwiązania - od zniszczonej latarni do napadów z bronią. Modelowym przykładem współdziałania było oczyszczenie z przestępców Gill Park w Chicago. Mieszkańcy okolicznych ulic wspólnie z policją wycięli zarastające park chaszcze, zamontowali latarnie, zaczęli patrolować teren, a sygnały o podejrzanych osobnikach przekazywali policji. Po trzech miesiącach przestępcy wynieśli się z Gill Park.
Kryminalne getta w polskich miastach to miejsca, za które nie odpowiada nikt oprócz przestępców.
Na Pradze-Północ w ubiegłym roku padł niechlubny rekord: jednego dnia do mieszkańców domów przy ulicy Brzeskiej wysłano 400 wezwań do sądu - w sprawach pobić, rozbojów i kradzieży. Przy ulicy Ząbkowskiej (także na Pradze-Północ) przed kilkoma laty stanął apartamentowiec. Do dzisiaj inwestor nie może znaleźć chętnych na wynajem wielu mieszkań, choć proponuje już bardzo niskie ceny. Kandydatów odstrasza wysoka przestępczość w okolicy. Przekonali się o tym dziennikarze "Życia", którego redakcja mieściła się przy ulicy Jagiellońskiej. Jeden z nich trzykrotnie został pobity i obrabowany. Od innych wymuszano haracze.
W Gdańsku co czwarte przestępstwo popełniane jest na Dolnym Mieście. Kwadrat ulic Świętej Barbary, Angielskiej Grobli, Długich Ogrodów i Siennickiej zyskał u gdańszczan miano "bandyckiego zagłębia". Niemal codziennie przechodzące tamtędy kobiety tracą torebki (na tzw. wyrwę). Niebezpiecznie jest także w Nowym Porcie, szczególnie na ulicy Wolności. Na łódzkich Bałutach króluje tzw. limanka, czyli przestępcy operujący w rejonie ulic Limanowskiego, Wojska Polskiego i Ceglanej. W ubiegłym roku w tym rejonie skradziono 1180 samochodów. Na Bałutach zdarza się też najwięcej ataków na tle seksualnym - połowa wszystkich gwałtów w Łodzi przypada na tę dzielnicę.
Niebezpieczne dzielnice łączy podobieństwo pod względem urbanistycznym. Układ wąskich ulic oraz połączone z sobą podwórka umożliwiają ucieczkę z miejsca przestępstwa. Taka zabudowa dominuje w kryminalnych gettach Warszawy, Gdańska, Katowic, Łodzi czy Szczecina. Na gdańskim Dolnym Mieście przestępcy znikają w labiryncie opuszczonych zakładów mięsnych. - Wokół zrujnowanych i zaniedbanych budynków szybko tworzy się podkultura marginesu. Gdy takie jądro już powstanie, zaczyna ściągać ludzi marginesu z całego miasta. W takich miejscach panuje silna solidarność, bo ofiarami przestępców padają praktycznie tylko osoby z zewnątrz - mówi dr Paweł Moczydłowski, socjolog, specjalista w dziedzinie resocjalizacji.
W Poznaniu, Krakowie czy Wrocławiu przestępczymi enklawami są najczęściej blokowiska. Nie ma tam typowego dla starych dzielnic podziału na swój - obcy. Napadu czy rozboju może się spodziewać każdy. Na wrocławskich Krzykach najniebezpieczniejsze są ulice Porzeczkowa, Dereniowa i Agrestowa. Na poznańskim Nowym Mieście najwięcej pobić, rozbojów i kradzieży zdarza się w rejonie ulic Komandoria, Chartowo i Inflacka. W krakowskiej Nowej Hucie najniebezpieczniejsze są osiedla: Teatralne (kwadrat ulic Obrońców Krzyża, Ludźmierska, Andersa i Kocmyrzowska), Centrum "C" (między aleją Przyjaźni i ulicą Andersa) oraz Urocze (ulice Żeromskiego, Ludźmierska i Rydza-Śmigłego). Wszędzie tam jest niebezpiecznie nawet w dzień.
W Katowicach przestępcy operują głównie w śródmieściu - w rejonie węzłów komunikacyjnych i dworca kolejowego - gdzie dominuje zwarta stara zabudowa. W 2002 r. trzykrotnie wzrosła tu (w stosunku do 2001 r.) liczba pobić i rozbojów. Szczególnie niebezpiecznie jest w rejonie wąskich ulic Lompy, Sienkiewicza i Podgórnej. Równie niebezpieczne jest śródmieście Szczecina, a szczególnie kwartał ulic Grodzka, Farna, Niepodległości i plac Żołnierza. Przechodnie są wciągani do bram starych budynków, bici i okradani. Wyjątkowo złą sławę ma ulica Parkowa, na granicy śródmieścia i Niebuszewa. Według szczecinian, każdy mieszkaniec płci męskiej w tym rejonie "siedział, siedzi lub będzie siedział".
Prezydenci miast, w których znajdują się niebezpieczne dzielnice, nie chcą, by zamieniły się one w polskie Harlemy, gdzie nawet policja boi się interweniować. - Istnieje proste, choć trudne rozwiązanie problemu niebezpiecznych dzielnic. Ich stan jest wypadkową poziomu rozwoju miast i kraju. Szybki rozwój umożliwia cywilizowanie takich miejsc. Ale skoro na razie brakuje środków, powinniśmy zacząć tam egzekwować prawo. Do tego potrzebny jest wydolny wymiar sprawiedliwości, a także błyskawiczna interwencja policji i straży miejskiej, gdy dochodzi do rozboju czy kradzieży. Obywatele wtedy poczują, że nie są osamotnieni. A stąd już tylko krok do współdziałania z policją, jak to się dzieje w Stanach Zjednoczonych - podkreśla Lech Kaczyński, prezydent Warszawy.
Krzysztof Łoziński
Sławomir Sieradzki
Pełny tekst w najnowszym 1061 numerze tygodnika Wprost, w sprzedaży od poniedziałku 24 marca.
We Wprost także: Oscary do nieśmiertelności (Honorowe Oscary naprawiają błędy Amerykańskiej Akademii Filmowej. "Chicago" Roba Marshalla jest wręcz... )