Nadal nie wiadomo, kiedy uda się wydobyć ciało zaginionego w rejonie pożaru górnika.
Azot ma obniżyć temperaturę w rejonie pożaru i na tyle zmienić skład atmosfery, aby mogli tam wejść ratownicy. Uszczelnienie zrobów było konieczne, ponieważ dostające się tamtędy powietrze częściowo niweczyło działanie azotu. Od początku akcji w rejon pożaru wtłoczono już ok. 160 tys. metrów sześciennych tego gazu.
Dzięki działaniom prowadzonym w sobotę i niedzielę, temperatura w miejscu, gdzie udało się dojść ratownikom, spadła do ok. 40 stopni Celsjusza. To dwukrotnie mniej niż w środę, krótko po zapaleniu metanu. Ale to i tak za dużo.
Ratownicy, którzy w sobotę weszli ok. 100 metrów w głąb objętego pożarem rejonu, musieli się wycofać. W niedzielę - jak powiedział wicedyrektor kopalni ds. pracowniczych Zdzisław Duraj - zastępowi ratowniczemu udało się dojść o kolejne ok. 110 metrów dalej, ale i tym razem ratownicy musieli wrócić. Jednak dzięki tej penatracji urządzenia do pomiarów temperatury i składu atmosfery są obecnie ok. 210 metrów od wylotu chodnika.
Z miejsca, gdzie w niedzielę doszedł zastęp ratowniczy, do centrum zdarzenia, gdzie prawdopodobnie znajduje się ciało zaginionego pod ziemią 38-letniego górnika, jest jeszcze ok. 400 metrów. Trudno przewidzieć, kiedy sytuacja na dole kopalni pozwoli tam dotrzeć.
W akcji bierze udział 10 pięcioosobowych zastępów ratowniczych. Być może w poniedziałek zapadną decyzje o dalszym przebiegu akcji ratowniczej. Aby doprowadzić do wygaśnięcia pożaru, trzeba będzie na kilka tygodni odgrodzić rejon pożaru tamami przeciwwybuchowymi. Ratownicy nie chcą jednak tego zrobić do momentu wydobycia ciała zaginionego pod ziemią górnika.
Metan, który zapalił się we wtorek wieczorem w kopalni "Brzeszcze", 640 metrów pod ziemią, poparzył 11 górników. Jednego jak dotąd nie odnaleziono. Większość poszkodowanych, w stabilnym stanie, leczonych jest w siemianowickiej "oparzeniówce". Lżej poparzeni trafili do szpitala w Oświęcimiu.
sg, pap