-Rosomak, w którym wyleciałem w powietrze, kosztował ponad 10 mln zł. Poszedł na straty, rozpadł się na kawałeczki. Cud, że nikt nie zginął. A wózek inwalidzki kosztuje w granicach 10 tys. zł. Czy ja powinienem trzy lata się o niego prosić? - zadaje pytanie Mariusz Saczek .
W Sądzie Okręgowym w Warszawie właśnie ruszył jego proces przeciw Ministerstwu Obrony Narodowej. Weteran domaga się odszkodowania oraz renty – w sumie 3 mln zł.
- Chcemy wspólnie z MON wypracować dla tych rannych takie rozwiązanie, które posłuży także pozostałym osobom. Trzy przypadki wystarczą, by opracować wspólne stanowisko - powiedział radca prawny Sylwester Nowakowski.
Wcześniej prawnicy Mariusza Saczka i próbowali bezpośrednio porozumieć się z resortem. Ministerstwo jednak twierdzi, że zapewniło żołnierzowi wszystko, co zgodnie z prawem mu przysługuje.
36-letni starszy plutonowy Mariusz Saczek został ranny w 2010 r, gdy pod pojazdem wybuchła mina. W wyniku Saczek doznał złamania kręgosłupa w trzech miejscach i uszkodzenia rdzenia kręgowego. W szpitalu spędził dwa lata. Teraz porusza się na wózku lub o kulach. Żołnierz otrzymał od MON i ubezpieczyciela odszkodowanie i zapomogę. Jednak opieka nie była sprawowana w należny sposób. Saczek musiał długo walczyć o wózek inwalidzki, dokładać się do rehabilitacji.
Polskie Radio, tk