Były milicjant Janusz Sielski, który uczestniczył w zatrzymaniu Mariusza Trynkiewicza, opowiedział w wywiadzie udzielonym TVN 24 o kulisach śledztwa dotyczącego Szatana z Piotrkowa.
Przełomowym momentem dla prowadzonej wówczas sprawy zamordowanych chłopców okazało się zgłoszenie molestowania młodego chłopca, które wpłynęło do komisariatu w Sulejowie. Uzyskane informacje wskazywały, że stoi za tym Mariusz Trynkiewicz, nauczyciel WF-u w jednej ze szkół. Milicjanci powiązali ten wątek z morderstwem trzech chłopców.
- Jak stos ofiarny. Zwłoki były popakowane w trzech workach, wyglądało to jak worki ziemniaków – powiedział Janusz Sielski. - Złożył te worki tak, że dzieci wyglądały jakby były złączone kręgosłupami ze sobą. To przypominało jakiś rytualny mord - dodał.
Po sekcji zwłok milicjanci otrzymali informację, że ciała chłopców były owinięte w zasłony, z których każda miała wyhaftowaną literę T. Zgłoszenie z Sulejowa pozwoliło im przypuszczać, że za morderstwa odpowiedzialny jest właśnie Mariusz Trynkiewicz.
Wszelkie wątpliwości zostały rozwiane podczas wizyty w mieszkaniu Trynkiewicza. Oprócz niego był obecny jego ojciec. To właśnie on potwierdził podejrzenia milicjantów.
Janusz Sielski wspomina: "I od razu mówię: wie pan, po co przyszliśmy. A ojciec mówi: ale on nie ma z tym nic wspólnego. Ja mówię: Panie Trynkiewicz, z czym nie ma syn nic wspólnego? No z tymi chłopcami. Przecież ja pana nie pytałem o to. Ale teraz widzę, że musi pan chyba sprawdzić, czy czasem nie brakuje jakichś zasłon w domu. Bo takie zasłony znaleziono przy chłopcach, którzy zostali zamordowani”.
Podczas rozmowy Trynkiewicz sprawiał wrażenie obojętnego. Gdy wreszcie milicjanci zwrócili się do niego z pytaniem „dlaczego?”, odparł: „Taki już jestem”. Choć podczas aresztowania nie przyznał się do popełnionej zbrodni, zmienił zdanie, gdy milicjanci postanowili postawić go przed obliczem rodzin zamordowanych chłopców. Co więcej, po miesiącu w areszcie przyznał się do jeszcze jednego morderstwa. Według Janusza Sielskiego, oskarżony nie wyraził ani skruchy, ani przeprosin. - On czerpie satysfakcję z mordowania – ocenił Sielski.
kl, tvn24
- Jak stos ofiarny. Zwłoki były popakowane w trzech workach, wyglądało to jak worki ziemniaków – powiedział Janusz Sielski. - Złożył te worki tak, że dzieci wyglądały jakby były złączone kręgosłupami ze sobą. To przypominało jakiś rytualny mord - dodał.
Po sekcji zwłok milicjanci otrzymali informację, że ciała chłopców były owinięte w zasłony, z których każda miała wyhaftowaną literę T. Zgłoszenie z Sulejowa pozwoliło im przypuszczać, że za morderstwa odpowiedzialny jest właśnie Mariusz Trynkiewicz.
Wszelkie wątpliwości zostały rozwiane podczas wizyty w mieszkaniu Trynkiewicza. Oprócz niego był obecny jego ojciec. To właśnie on potwierdził podejrzenia milicjantów.
Janusz Sielski wspomina: "I od razu mówię: wie pan, po co przyszliśmy. A ojciec mówi: ale on nie ma z tym nic wspólnego. Ja mówię: Panie Trynkiewicz, z czym nie ma syn nic wspólnego? No z tymi chłopcami. Przecież ja pana nie pytałem o to. Ale teraz widzę, że musi pan chyba sprawdzić, czy czasem nie brakuje jakichś zasłon w domu. Bo takie zasłony znaleziono przy chłopcach, którzy zostali zamordowani”.
Podczas rozmowy Trynkiewicz sprawiał wrażenie obojętnego. Gdy wreszcie milicjanci zwrócili się do niego z pytaniem „dlaczego?”, odparł: „Taki już jestem”. Choć podczas aresztowania nie przyznał się do popełnionej zbrodni, zmienił zdanie, gdy milicjanci postanowili postawić go przed obliczem rodzin zamordowanych chłopców. Co więcej, po miesiącu w areszcie przyznał się do jeszcze jednego morderstwa. Według Janusza Sielskiego, oskarżony nie wyraził ani skruchy, ani przeprosin. - On czerpie satysfakcję z mordowania – ocenił Sielski.
kl, tvn24