"Córki nie udało się reanimować". Kolejny przypadek śmierci dziecka we Włocławku

"Córki nie udało się reanimować". Kolejny przypadek śmierci dziecka we Włocławku

Dodano:   /  Zmieniono: 
szpital (fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Katarzyna Śniegulska w maju ubiegłego roku straciła córkę podczas porodu w szpitalu we Włocławku. - 17 maja zgłosiłam się do szpitala do Włocławka. Zlecono mi podstawowe badania, by ocenić stan wydolności łożyska, kiedy rozwiązać ciążę. Musiało być wykonane cesarskie cięcie, bo dziecko było ułożone poprzecznie. Cesarkę miałam mieć też dlatego, że mam wadę wzroku. Doktor, który robił mi badania stwierdził, że wszystko jest w porządku, że mam przyjechać w niedzielę, cesarka zostanie wykonana w poniedziałek – opowiadała w rozmowie z TVP Info.
- Od momentu wyjścia ze szpitala w czasie piętnastu godzin w nocy dostałam tak silnego krwotoku, że mąż natychmiast wezwał pogotowie. Zostałam przewieziona do szpitala na oddział, gdzie już lekarze mieli na mnie czekać. Po badaniu USG stwierdzono, że nie ma akcji serca. Zuzi nie udało się reanimować - mówiła kobieta.

Jak zaznaczyła po cesarskim cięciu lekarz przyznał, że dziecko udałoby się uratować, gdyby pani Katarzyna została w szpitalu tego dnia. - Jak ja mam nie mieć do niego pretensji - zaznaczyła na antenie TVP Info.

- Zrobię wszystko, żeby otrzymać od prokuratury odpowiedź, dlaczego nie zareagowali tak w moim przypadku jak w przypadku bliźniaków. Ja osobiście jeździłam do prokuratury, dopytywałam, na jakim etapie jest śledztwo. Mówili, że trzeba czekać, że muszą przesłuchać, powołać biegłych, do tej pory nikt mi nie powiedział, dlaczego sekcja mojej córeczki była szpitalną, a nie prokuratorską, tak jak lekarz mnie o tym przekonywał, że prokurator z urzędu będzie nakazywał sekcję. Dlaczego dokumentacja medyczna nie została zabezpieczona, tak jak w przypadku bliźniaków, dlaczego czekali około miesiąca aż szpital sam przyśle dokumentację - pytała Katarzyna Śniegulska .

ja, TVP Info