Jak powiedział rzecznik kopalni Marian Mazur, do wypadku doszło podczas przygotowywania wyrobiska do prac strzałowych. Wcześniej Wyższy Urząd Górniczy podał, że tragedia miała miejsce podczas tzw. obrywki stropu, czyli prac wykonywanych przed obudowywaniem chodnika.
"Bryła o wymiarach metr na półtora metra i grubości 40 centymetrów, która oderwała się od czoła przodka, przygniotła górnika. Przyczyną zgonu były prawdopodobnie rozległe obrażenia klatki piersiowej" - powiedział Mazur.
Górnik, który zginął w wypadku, pracował w kopalni "Bielszowice" od 1988 roku. Osierocił dwoje dzieci.
Przyczyny i okoliczności wypadku bada Okręgowy Urząd Górniczy w Gliwicach. Do kopalni przyjechali też przedstawiciele WUG i Państwowej Inspekcji Pracy.
Był to trzeci poważny wypadek w tym roku w kopalni "Bielszowice" i pierwszy, w którym zginął górnik. W ubiegłym roku po podziemnym wstrząsie w "Bielszowicach" zginął 47-letni górnik, a pięciu odniosło lekkie obrażenia.
W lutym tego roku w kopalni "Bielszowice" w wyniku zapalenia się metanu 13 górników doznało poparzeń. Jak podał WUG, za zaniedbania i nieprawidłowości, które spowodowały tamtą katastrofę, odpowiada odpowiada 10 osób z kierownictwa i dozoru kopalni. Pięciu winnych przez dwa lata nie może pełnić funkcji w kierownictwie i dozorze górniczym. Czterej inni odpowiedzą przed sądem.
Dzień przed katastrofą w tej samej kopalni metan poparzył trzech górników. Kierownictwo nie poinformowało o tym wypadku odpowiednich służb. Sprawę obu wypadków bada prokuratura, która postawiła zarzuty poświadczenia nieprawdy trzem pracownikom zakładu.
W ubiegłym roku w polskich kopalniach węgla zginęło 33 górników, a tylu samo odniosło ciężkie obrażenia. W tym roku w kopalniach zginęło już dziewięciu górników. Dotychczas nie odnaleziono ciała jednego z nich, zaginionego w kopalni "Brzeszcze".
sg, pap