Ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego wycofuje się ze swojego programu, obejmującego zamawianie kierunków. Teraz rząd będzie dotować zdobycie odpowiednich kompetencji – podaje Dziennik Gazeta Prawna.
Do tej pory ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego określało listę fakultetów, których zgodnie z analizami potrzebowali pracodawcy. Było ich łącznie czternaście, w tym kierunki przyrodnicze, techniczne i matematyczne, m.in.: budownictwo, informatyka, fizyka czy automatyka. Resort płacił uczelniom za prowadzenie zamawianych kierunków, a studenci dostawali specjalne stypendia.
Jednak w związku z opinią ekspertów, którzy stwierdzi, że nie da się przewidzieć po jakich kierunkach będą potrzebni absolwenci za kilka lat, rząd odstąpił od tego pomysłu. – Zamawiamy dzisiaj kształcenie, a nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jacy absolwenci będą potrzebni pracodawcom za pięć czy siedem lat. Musimy nauczyć ich myślenia, bo jak będą umieli myśleć, to szybciej nauczą się kolejnych, nowych zagadnień – stwierdził profesor Lesław Piecuch z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Teraz zamawiane będą określone kompetencje. Uczelnia otrzyma pieniądze, jeśli wykształci osobę, która w trakcie studiów, np. informatycznych, oprócz umiejętności programowania uzyska także kwalifikacje z zakresu komunikacji czy autoprezentacji. Może być też tak, że a więcej funduszy na wykształcenie studentów, którzy w trakcie nauki zdobyli nie tylko wiedzę informatyczną, ale także uzyskali umiejętności na wydziale prawa czy filologii.
– Wskazane zostaną obszary kształcenia, a w nich konkretne umiejętności, kompetencje i kwalifikacje niezbędne na rynku pracy, określone na podstawie zapotrzebowania ze strony gospodarki – powiedział Kamil Melcer z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Projekt spotkał się z przychylną oceną pracodawców. Skrytykowała go jednak była szefowa resortu nauki i szkolnictwa wyższego, Barbara Kudrycka. Zanim uczelnie będą mogły starać się o środki, będzie go musiała zaakceptować Bruksela.
Dziennik Gazeta Prawna
Jednak w związku z opinią ekspertów, którzy stwierdzi, że nie da się przewidzieć po jakich kierunkach będą potrzebni absolwenci za kilka lat, rząd odstąpił od tego pomysłu. – Zamawiamy dzisiaj kształcenie, a nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jacy absolwenci będą potrzebni pracodawcom za pięć czy siedem lat. Musimy nauczyć ich myślenia, bo jak będą umieli myśleć, to szybciej nauczą się kolejnych, nowych zagadnień – stwierdził profesor Lesław Piecuch z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Teraz zamawiane będą określone kompetencje. Uczelnia otrzyma pieniądze, jeśli wykształci osobę, która w trakcie studiów, np. informatycznych, oprócz umiejętności programowania uzyska także kwalifikacje z zakresu komunikacji czy autoprezentacji. Może być też tak, że a więcej funduszy na wykształcenie studentów, którzy w trakcie nauki zdobyli nie tylko wiedzę informatyczną, ale także uzyskali umiejętności na wydziale prawa czy filologii.
– Wskazane zostaną obszary kształcenia, a w nich konkretne umiejętności, kompetencje i kwalifikacje niezbędne na rynku pracy, określone na podstawie zapotrzebowania ze strony gospodarki – powiedział Kamil Melcer z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Projekt spotkał się z przychylną oceną pracodawców. Skrytykowała go jednak była szefowa resortu nauki i szkolnictwa wyższego, Barbara Kudrycka. Zanim uczelnie będą mogły starać się o środki, będzie go musiała zaakceptować Bruksela.
Dziennik Gazeta Prawna