- Unia niebezpiecznie zbliża się do autokompromitacji. Mimo ostrej retoryki de facto pogodziła się z aneksją Krymu. Rozważenie ekonomicznych sankcji uzależnia bowiem od ewentualnej eskalacji działań Rosji na Ukrainie - mówił w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Włodzimierz Cimoszewicz.
- Blokowanie poważnej reakcji UE przez Cypr, Maltę czy Bułgarię to obraz groteskowy. Cypr byłby bankrutem bez nadzwyczajnej pomocy europejskiej, ponieważ wcześniej przymykał oko na ryzykowne praktyki swojego sektora finansowego. Tego samego, który stał się rajem dla rosyjskich pieniędzy, także brudnych. Bułgaria notorycznie nie radzi sobie z korupcją. To osłabione państwo coraz bardziej uzależnia się od inwestycji rosyjskich. - Uważa Cimoszewicz.
Były premier uważa, iż dużym krajom Unii jest na rękę sprzeciw tych mniejszych, gdyż same nie ponoszą ciężaru odpowiedzialności. - Uważam, że jest im wygodniej skryć się za nimi. To niemądre i krótkowzroczne. - Podkreśla Cimoszewicz.
Jego zdaniem, Niemcy są w szczególnej sytuacji, gdyż w dzisiejszej Uni "mają dużo do powiedzenia". - Niemcy powinni zdać sobie sprawę ze swojej wyjątkowej pozycji w UE. Wynika z tego nie tylko większy wpływ na Unię, ale też większa odpowiedzialność. Na szalach ich wagi są z jednej strony interesy Mercedesa, BMW, Ruhrgasu i innych, a z drugiej - przyszłość Europy. - twierdzi Cimoszewicz.
- Jeśli dzisiaj Unia, w której Niemcy mają tak dużo do powiedzenia, zrobi wiele, żeby nie zrobić nic, to dokona autodestrukcji jako wspólnota pewnych politycznych wartości. Zostaną nagie interesy ekonomiczne. - Mówi były premier.
DK, Gazeta Wyborcza