Wietnamskie służby przesłuchiwały w białostockim ośrodku straży granicznej obywateli swojego kraju. Stowarzyszenie Wolnego Słowa alarmuje, że ty samym złamano konwencję genewską - pisze "Gazeta Wyborcza".
- Żeby ubiegać się o status uchodźcy w Polsce, obywatel Wietnamu musi się na tę swoją socjalistyczną ojczyznę poskarżyć. Tam traktowane jest to jako zdrada i w wypadku deportacji często karane więzieniem albo kilkuletnim pobytem w obozie reedukacyjnym. Tymczasem Polska od kilku lat nie ma żadnego problemu ze współpracą z wietnamską bezpieką - powiedział w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Robert Krzysztoń ze Stowarzyszenia Wolnego Słowa.
Obecnie w Strzeżonym Ośrodku dla Obcokrajowców przy Podlaskim Oddziale Straży Granicznej w Białymstoku przebywa kilkunastu obywateli Wietnamu. Krzysztoń opowiada, że do tego ośrodku przyjechało trzech funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Socjalistycznej Republiki Wietnamu. Osadzonych kolejno przesłuchiwano bez udziału przedstawiciela straży granicznej. Co więcej według Krzysztonia wietnamscy funkcjonariusze mieli dostęp do polskich akt osadzonych. Osadzonym mieli grozić i nakłaniać ich do podpisania zobowiązania do współpracy.
- Nikt nie podpisał. Osadzeni zastanawiają się natomiast nad podjęciem głodówki protestacyjnej - podkreśla Krzysztoń.
- W ten sposób reżim daje swoim obywatelom do zrozumienia, że decyduje o ich losie, nawet gdy są poza Wietnamem. Że jest wszechmocny i nie ma przed nim ucieczki - uważa Ton Van Anh, mieszkająca w Polsce od 20 lat wietnamska działaczka praw człowieka.
Z kolei Joanna Rokicka z sekcji prasowej Komendy Głównej Straży Granicznej zaprzecza, by rozmowy odbywały się bez udziału przedstawicieli strony polskiej, a tym bardziej były udostępniane akta osadzonych.
- To nawet trudno nazwać przesłuchaniami. Wszystko odbywa się od kilku lat, co kilka miesięcy, na mocy dwustronnej umowy o readmisji. Chodzi o potwierdzenie tożsamości osadzonych. Bez tego nie możemy im przecież nawet wydać dokumentu podróży - tłumaczyła Rokicka.
Według informacji Krzysztonia w ciągu ostatnich kilkunastu lat o status uchodźcy ubiegało się w Polsce około 2 tys. obywateli Wietnamu. Status wydano tylko 4. Resztę deportowano do kraju.
"Gazeta Wyborcza", tk
Obecnie w Strzeżonym Ośrodku dla Obcokrajowców przy Podlaskim Oddziale Straży Granicznej w Białymstoku przebywa kilkunastu obywateli Wietnamu. Krzysztoń opowiada, że do tego ośrodku przyjechało trzech funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Socjalistycznej Republiki Wietnamu. Osadzonych kolejno przesłuchiwano bez udziału przedstawiciela straży granicznej. Co więcej według Krzysztonia wietnamscy funkcjonariusze mieli dostęp do polskich akt osadzonych. Osadzonym mieli grozić i nakłaniać ich do podpisania zobowiązania do współpracy.
- Nikt nie podpisał. Osadzeni zastanawiają się natomiast nad podjęciem głodówki protestacyjnej - podkreśla Krzysztoń.
- W ten sposób reżim daje swoim obywatelom do zrozumienia, że decyduje o ich losie, nawet gdy są poza Wietnamem. Że jest wszechmocny i nie ma przed nim ucieczki - uważa Ton Van Anh, mieszkająca w Polsce od 20 lat wietnamska działaczka praw człowieka.
Z kolei Joanna Rokicka z sekcji prasowej Komendy Głównej Straży Granicznej zaprzecza, by rozmowy odbywały się bez udziału przedstawicieli strony polskiej, a tym bardziej były udostępniane akta osadzonych.
- To nawet trudno nazwać przesłuchaniami. Wszystko odbywa się od kilku lat, co kilka miesięcy, na mocy dwustronnej umowy o readmisji. Chodzi o potwierdzenie tożsamości osadzonych. Bez tego nie możemy im przecież nawet wydać dokumentu podróży - tłumaczyła Rokicka.
Według informacji Krzysztonia w ciągu ostatnich kilkunastu lat o status uchodźcy ubiegało się w Polsce około 2 tys. obywateli Wietnamu. Status wydano tylko 4. Resztę deportowano do kraju.
"Gazeta Wyborcza", tk