Działają po kryjomu, w żółtych kominiarkach. - W mieście znikających drzew każdy może i powinien być ekorebeliantem - twierdzą w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
W ciągu ostatnich trzech lat we Wrocławiu wycięto ponad 30 tys. drzew. Istniejące rośliny są zaniedbane, a od kilkunastu lat nie powstał nowy park.
Wielu wrocławianom się to nie podoba. W lutym tego roku mieszkańcy miasta wysłali otwarty list w tej sprawie do prezydenta Rafała Dutkiewicza. Założyli też stowarzyszenie MiastoDrzew - podaje "Gazeta Wyborcza".
Jednak pewna grupa wrocławian wybrała bardziej zdecydowany sposób walki. - Nie możemy zgadzać się na wycinkę drzew, które oczyszczają i upiększają miasto. Z drugiej strony nie interesują nas działania zza biurka. Chcieliśmy sami stworzyć zieleń wokół nas - opowiada jeden z aktywistów.
- Napisaliśmy do Zarządu Zieleni Miejskiej, by podpowiedział, gdzie jest miejsce na drzewa. Odpisali, żebyśmy sadzili je w parkach. My jednak woleliśmy, żeby zieleń powstawała w miejscach, gdzie jej brak - mówi. Zdecydowali się na stworzenie miejskiej partyzantki Ekorebelia, która sadzi drzewa bez zezwolenia.
Tak pod koniec marca, ubrani w żółte kominiarki wsiedli na rowery i pojechali w miasto. Jedni stali na czatach, inni kopali doły i sadzili drzewa opatrzone metką Ekorebelii.
Ekorebelianci działają "fachowo". Wśród aktywistów muzycy, artyści, nauczyciele i leśnik, który doradza, gdzie posadzić konkretne drzewo i jak go później pielęgnować.
- Jak na razie nikt nie zniszczył tych zasadzonych przed miesiącem. Mamy nadzieję, że sami mieszkańcy zadbają o nie i uzupełnią o kolejne sadzonki - mówią.
"Gazeta Wyborcza", tk
Wielu wrocławianom się to nie podoba. W lutym tego roku mieszkańcy miasta wysłali otwarty list w tej sprawie do prezydenta Rafała Dutkiewicza. Założyli też stowarzyszenie MiastoDrzew - podaje "Gazeta Wyborcza".
Jednak pewna grupa wrocławian wybrała bardziej zdecydowany sposób walki. - Nie możemy zgadzać się na wycinkę drzew, które oczyszczają i upiększają miasto. Z drugiej strony nie interesują nas działania zza biurka. Chcieliśmy sami stworzyć zieleń wokół nas - opowiada jeden z aktywistów.
- Napisaliśmy do Zarządu Zieleni Miejskiej, by podpowiedział, gdzie jest miejsce na drzewa. Odpisali, żebyśmy sadzili je w parkach. My jednak woleliśmy, żeby zieleń powstawała w miejscach, gdzie jej brak - mówi. Zdecydowali się na stworzenie miejskiej partyzantki Ekorebelia, która sadzi drzewa bez zezwolenia.
Tak pod koniec marca, ubrani w żółte kominiarki wsiedli na rowery i pojechali w miasto. Jedni stali na czatach, inni kopali doły i sadzili drzewa opatrzone metką Ekorebelii.
Ekorebelianci działają "fachowo". Wśród aktywistów muzycy, artyści, nauczyciele i leśnik, który doradza, gdzie posadzić konkretne drzewo i jak go później pielęgnować.
- Jak na razie nikt nie zniszczył tych zasadzonych przed miesiącem. Mamy nadzieję, że sami mieszkańcy zadbają o nie i uzupełnią o kolejne sadzonki - mówią.
"Gazeta Wyborcza", tk