Na ten dzień czekał długo. W Wielki Piątek sąd uniewinnił go od zarzutu działania na szkodę Skarbu Państwa przy prywatyzacji elektrociepłowni w Białymstoku. Po 14 latach różnych kontroli, prokuratorskiego śledztwa i działań Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Choć ta prywatyzacja była sukcesem, prokurator twardo żądał dla byłego ministra skarbu półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata, pozbawienia go na pięć lat prawa do zasiadania we władzach spółek i kilkudziesięciu tysięcy złotych kary.
Tegoroczne święta były dla Andrzeja Chronowskiego wyjątkowe. Bo od wielu lat tradycją było, że w tym okresie prowadzący śledztwo systematycznie przypominali sobie, iż mają do niego różne pytania, najczęściej błahe i bez znaczenia dla sprawy. Żeby pamiętał. Chronowski i jego znajomi nie mają wątpliwości: śledztwo zakończone prokuratorskimi zarzutami to był hak i zemsta za decyzję o wstrzymaniu prywatyzacji PZU w 2000 r. Ministrem był krótko. Kilka miesięcy. U premiera Jerzego Buzka. To czas burzliwych politycznie rządów Akcji Wyborczej Solidarność. Chronowski był kandydatem samego Mariana Krzaklewskiego, lidera AWS. Był senatorem, wicemarszałkiem Senatu, mocną personą w partii władzy. Gdy podawał się do dymisji, nie dysponował nawet własnym biurkiem. Z niecodziennego powodu. Do ministerstwa wdarł się poseł Gabriel Janowski i zaczął kilkudniową okupację gabinetu.
Jak Dawid z Goliatem
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.