Michał Grześ, poznański radny z ramienia PiS, na kwietniowej sesji rady miasta odczytał list, jaki otrzymał od kierowcy MPK. O smrodzie w autobusach i tramwajach, odchodach, które się zdarzają, bo ktoś – najczęściej kompletnie pijany – załatwia się pod siebie, czyli na siedzenie. Winni? Bezdomni. Wniosek? Trzeba ich z komunikacji usuwać. – Nie pracują, mają dużo wolnego czasu. Nie muszą się poruszać komunikacją miejską, i to za darmo – tłumaczy nam radny. Jego postulat wzbudził kontrowersje, i to nawet nie tylko z powodu samego pomysłodawcy, który znany jest z tego, że bez zahamowań potrafi powiedzieć wiceprezydentowi swojego miasta, by ten pocałował go w d. Radny Grześ zasłynął też z nietolerancji, gdy publicznie dyskryminował słonia sprowadzonego do poznańskiego zoo: – Nie po to wydawaliśmy 37 mln zł na największą w Europie słoniarnię, aby mieszkał w niej słoń gej. Mieliśmy mieć stado, a skoro Ninio woli kolegów od koleżanek, to w jaki sposób spłodzi potomstwo? – zastanawiał się radny, który walczy o komfort pasażerów poznańskiego MPK.
Sprawa smrodu w komunikacji nie jest jednak prosta, a zwolenników radykalnych rozwiązań jest tylu, ilu obrońców bezstresowych przejazdów osób bezdomnych. W niektórych polskich miastach zarządy transportu miejskiego wprowadziły już regulaminy pozwalające na usunięcie kłopotliwych pasażerów z autobusów i tramwajów. Ale smród rzadko bywa wymieniany wśród czynników, które powinny ograniczać bezdomnym możliwość podróżowania. O fetorze wciąż trudno nam mówić. Problem jest, ale ulatnia się wraz z pytaniem, jak go rozwiązać.
Autobusy pod specjalnym nadzorem
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.