Za udział w zabójstwie (choćby nawet pomocnictwo) bez złagodzenia grozi kara od 8 lat więzienia aż do dożywocia. Oskarżyciel posiłkowy (jest nim żona Dębskiego) chce dla Haliny G. kary 25 lat pozbawienia wolności bez złagodzenia. Obrona wnosiła o uniewinnienie.
To najłagodniejszy wyrok, jaki mógł wydać sąd w tej sprawie. Nie mógł on nadzwyczajnie złagodzić kary "Ince", bo uznał, że nie opisała obiektywnie swojego udziału w sprawie zabójstwa Jacka Dębskiego - brzmi uzasadnienie oddalenia wniosku prokuratora o skazanie "Inki" na pięć lat przy zastosowaniu nadzwyczajnego złagodzenia kary.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Marek Dobrasiewicz podkreślał, że nie można przyjąć, iż Inka ujawniła wszystkie istotne okoliczności przestępstwa. Podkreślił np., że sąd nie dał wiary jej wyjaśnieniom o jej zachowaniu bezpośrednio po zabójstwie Dębskiego. Przypomniał także, że Inka rozmyślnie wprowadziła początkowo w błąd organa ścigania obciążając osobę niewinną, dopiero potem wskazując "Baraninę" jako zleceniodawcę mordu.
Z tych powodów sąd nie może na 100 proc. przesądzić, czy Inka tylko pomagała zabójcom Dębskiego, czy także z nimi współdziałała. Wątpliwości te sąd musi jednak interpretować na korzyść oskarżonej.
Apelację od wyroku zapowiedział obrońca oskarżonej mec. Waldemar Puławski, który podtrzymuje, że jego klientka jest niewinna. Jego zdaniem, wyrok został oparty na domniemaniach i przypuszczeniach, a nie na dowodach, których brak.
Prawdopodobnie będzie apelować pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej Jolanty Dębskiej mec. Andrzej Werniewicz. Odwołania od wyroku nie wykluczył także prokurator Andrzej Komosa.
W nocy z 11 na 12 kwietnia 2001 r. na Wale Miedzeszyńskim w Warszawie zastrzelony został były minister sportu Jacek Dębski. Wieczorem w znajdującym się tam lokalu, w gronie kilku znajomych świętował urodziny. Towarzyszyła mu także 26-letnia Halina G. ("Inka" jest zdrobnieniem jej imienia). Przed północą Dębski z kobietą wyszli przed lokal i poszli w stronę Mostu Poniatowskiego, gdzie byłego ministra dosięgła kula zabójcy. Kobieta zniknęła.
Do policji zgłosiła się sama, następnego dnia. Śledczym powiedziała, że "była świadkiem zabójstwa", ale nie widziała kto strzelał; uciekła, gdyż była w szoku. Później ujawniła, że morderstwo zlecił Jeremiasz Barański "Baranina", a dokonał go płatny zabójca - Tadeusz Maziuk - "Sasza. Obaj mężczyźni już nie żyją - popełnili samobójstwa w celach aresztu. Obecnie tylko "Inka" odpowiada sądownie za udział w zabójstwie byłego ministra sportu.
em, pap