O tym, że w notatce padło nazwisko szefa świętokrzyskiego SLD, posła Henryka Długosza, poinformował w czwartek sekretarz generalny SLD Marek Dyduch. "Ta notatka stwierdza, że senator usłyszał w rozmowie z Andrzejem Jagiełłą, że tym źródłem jest Henryk Długosz. Ta informacja musi być sprawdzona" - powiedział wówczas Dyduch na konferencji prasowej. Powiedział też, że Długosz twierdzi, iż takiej informacji nie przekazał i nic nie wiedział o działaniach operacyjnych policji w Starachowicach.
Również szef świętokrzyskiego SLD, poseł Henryk Długosz nie neguje, że w notatce senatora Suchańskiego (SLD) zostało wymienione jego nazwisko jako informatora Jagiełły. Twierdzi natomiast, że senator napisał w notatce do premiera nieprawdę, "napisał kłamstwo". "Być może pan Jerzy Suchański z kimś na ten temat rozmawiał, być może ktoś go do tego namówił. (...) Nie miałem bladego pojęcia o tym, że tak zakrojoną akcję prowadzi CBŚ i że to wszystko, co później miało miejsce w Starachowicach, było efektem właśnie tej akcji. O tym nie miałem pojęcia, w związku z tym nie mogłem nikogo poinformować" - powiedział Długosz na antenie Polskiego Radia Kielce.
Twierdzi, że sam zobowiązał się dostarczyć prokuratorowi billingi ze swoich wszystkich komórek. "Ja w tej sprawie naprawdę jestem spokojny, niczego się nie boję i pragnę, żeby jak najszybciej organy państwa to wyjaśniły" - powiedział.
"Jak można, nie mając rzetelnej informacji (...) napisać notatkę, że ja poinformowałem posła Jagiełło? (...) Sposób, w jaki to zostało zrobione, nie mieści się w kanonach rywalizacji politycznej. Czegoś takiego nie było chyba na lewicy od początku III Rzeczpospolitej" - skomentował postępowanie senatora Suchańskiego.
W sobotę doszło do konfrontacji Jagiełły z Suchańskim. Oświadczyli oni po niej zgodnie, że Jagiełło nie ostrzegał przed Centralnym Biurem Śledczym starachowickich samorządowców z SLD podejrzewanych o przestępstwa, lecz przestrzegł ich przed dokonywaniem czynów nieetycznych. Według szefa MSWiA Krzysztofa Janika, prawdopodobnie do połowy sierpnia uda się ustalić, kto ostrzegł samorządowców.
4 lipca "Rzeczpospolita" poinformowała, że z policyjnego podsłuchu wynika, iż poseł (dawniej SLD) Andrzej Jagiełło zadzwonił do jednego ze starachowickich samorządowców z SLD i ostrzegł go przed planowaną akcją CBŚ. Jagiełło miał się powołać na informacje uzyskane od wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotki.
9 lipca prokuratura postawiła Jagielle zarzut utrudniania postępowania karnego przez poinformowanie SLD-owskich samorządowców - starosty i wiceprzewodniczącego rady powiatu o planowanej akcji Centralnego Biura Śledczego. Grozi mu za to do pięciu lat więzienia. 4 lipca "Rzeczpospolita" poinformowała, że z policyjnego podsłuchu wynika, iż (były już) poseł SLD Andrzej Jagiełło zadzwonił do jednego ze starachowickich samorządowców z SLD i ostrzegł go przed planowaną akcją Centralnego Biura Śledczego.
Starachowicki starosta i ówczesny wiceprzewodniczący rady (obaj z SLD) zostali z kilkunastoma innymi osobami zatrzymani w marcu przez Centralne Biuro Śledcze i aresztowani przez sąd. Prokuratura Okręgowa w Kielcach oskarżyła starostę o usiłowanie wyłudzenia odszkodowania za rzekomo skradziony samochód, a wiceszefa rady powiatu o wyłudzenie odszkodowania oraz łapówkarstwo.
9 lipca prokuratura postawiła Jagielle zarzut utrudniania postępowania karnego przez poinformowanie starosty i wiceprzewodniczącego rady powiatu o planowanej akcji CBŚ. Grozi mu za to do pięciu lat więzienia.
em, pap