Ostatni piątek, wczesny poranek. Nowi ministrowie spotykają się w jednej z rządowych willi na Parkowej. Malowanie, pudrowanie – nie wszyscy się znają, więc czas upływa na kurtuazyjnych wymianach uprzejmości. Premier Ewy Kopacz w tym gronie nie ma. Wchodzi pod koniec, żeby zabrać wszystkich do autobusu. Za chwilę mają wystąpić obok nowej szefowej rządu w auli Wydziału Fizyki Politechniki Warszawskiej. To finał kilkudniowego serialu pod tytułem „Meblowanie rządu”. Okazał się wypadkową politycznej siły Ewy Kopacz, wewnątrzpartyjnych interesów, oczekiwań, ale i emocji.
KARUZELA Z NAZWISKAMI
Sejmowe życie w ostatnim tygodniu przeniosło się pod gabinet desygnowanej na premiera Ewy Kopacz. Nowa szefowa rządu spotykała się tam kolejno ze wszystkimi ministrami. Rytuał był podobny. Rozmowa odbywała się zwykle w cztery oczy w największej, reprezentacyjnej części gabinetu marszałek. Szefowie resortów opowiadali o sprawach, którymi się zajmowali do tej pory. – Ci, którzy zostawali w rządzie, przedstawiali najważniejsze plany do końca roku i końca kadencji – relacjonuje jeden z członków rządu. Po wyjściu z gabinetu jak ognia unikali kamer i publicznych wypowiedzi. Giełda nazwisk więc z dnia na dzień pęczniała. Jeszcze w środę po południu nie było przesądzone, kto stanie na czele trzech ważnych resortów: Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju (MIR), MSW i MSZ.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.