Osoby, które rzekomo chciały zorganizowania referendum w sprawie odwołania prezydenta Łodzi, Hanny Zdanowskiej mówią, iż nie podpisywały żadnych list poparcia. Prokuratura sprawdza czy listy mogły zostać sfałszowane i czy ktoś przepisywał na nie dane osobowe z mandatów nałożonych w łódzkich tramwajach i autobusach.
Grupa obywateli "Ratujmy Nasze Miasto" w czerwcu ubiegłego roku chciała odwołać prezydenta Łodzi. Aby zorganizować referendum, musieli zebrać 60 tys. podpisów pod wnioskiem o zorganizowanie głosowania. Zebrano 39 tys. podpisów. Teraz okazuje się, iż część mogła zostać podrobiona.
- Z prokuratorami rozmawiały osoby, których podpisy znajdują się na listach. Świadkowie negują jednak fakt udostępnienia danych i nie potwierdzają autentyczności podpisów figurujących przy ich nazwiskach. Planujemy przesłuchiwać kolejnych świadków. Najprawdopodobniej powołamy też biegłego z zakresu badania pisma ręcznego - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
tvn24.pl
- Z prokuratorami rozmawiały osoby, których podpisy znajdują się na listach. Świadkowie negują jednak fakt udostępnienia danych i nie potwierdzają autentyczności podpisów figurujących przy ich nazwiskach. Planujemy przesłuchiwać kolejnych świadków. Najprawdopodobniej powołamy też biegłego z zakresu badania pisma ręcznego - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
tvn24.pl