Pomógł panu marszałek Sikorski. Od wtorku wszyscy mówią i piszą tylko o nim.
Zadzwonił do mnie we wtorek rano, po „Sygnałach dnia”. Jesteśmy w dobrych relacjach. I mówi żartem: widzisz, Marek, jak to nie wolno mówić prawdy w polityce.
Zadzwonił do pana w ramach solidarności polityków będących w trudnej sytuacji, którzy mają kłopoty w mediach?
To solidarność polityków, którzy są chwilowo w mediach poniewierani. Przyznaję, na własne życzenie. Nie mam do nikogo pretensji.
Po co panu to było? Jedno słowo o sadownikach: frajerzy.
To wyszło z frustracji. Bo pracuję kilkanaście lat na rzecz rolników, organizuję ich, tłumaczę, że pojedynczo nic nie znaczymy. Pomagam na różne sposoby, są pierwsze efekty, a oni dzwonią i opowiadają, że nic z tego nie mają i nadal jest bieda.
Z tej frustracji wzięli się frajerzy? Naprawdę?
Szukałem słowa, które mogłoby ich obudzić. Gdybym wiedział, że będzie tak ostra reakcja, pewnie bym go nie użył. Ale niestety. Naprawdę szukałem takiego słowa, żeby dotrzeć do ich świadomości.
A może takie słowa to bardziej kwestia pana charakteru?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.