W szpitalu w Świeciu pacjentka podczas operacji przeżyła prawdziwe piekło. W trakcie zabiegu wybudziła się i czuła każde cięcie i każdy zakładany szew. Beata Szulz nie mogła jednak nic zrobić, gdyż dostała środki zwiotczające mięśnie - podają Fakty TVN.
W trakcie zabiegu u pani Beaty przestały działać leki wyłączające czucie i świadomość. Jednak wciąż była pod wpływem środków zwiotczających mięśnie przez co nie mogła mówić ani się ruszać.
Po operacji nikt nie chciał jej wierzyć, że wybudziła się w trakcie zabiegu. Dopiero, gdy opowiedziała ze szczegółami, co działo się na sali operacyjnej, w tym historie, jakie pielęgniarki opowiadały o wpisach do pamiętników ich dzieci, zaczęto jej wierzyć. Choć pacjentka przeszła silną traumę psychologa wezwano do niej dopiero następnego dnia.
- Pani psycholog powiedziała, że pacjentka powinna czuć się wyróżniona, bo to sytuacja jedna na milion. Ja nie chciałabym być tak wyróżniona. Pół godziny w trumnie, a trumną jest moje własne ciało - mówi radca prawny, Aneta Naworska.
- Pacjentka nie została pozostawiona sama sobie, szpital zrobił wszystko to, co na tę chwilę mógł zrobić - powiedział prezes Nowego Szpitala w Świeciu, Tomasz Ławrynowicz.
Fakty TVN
Po operacji nikt nie chciał jej wierzyć, że wybudziła się w trakcie zabiegu. Dopiero, gdy opowiedziała ze szczegółami, co działo się na sali operacyjnej, w tym historie, jakie pielęgniarki opowiadały o wpisach do pamiętników ich dzieci, zaczęto jej wierzyć. Choć pacjentka przeszła silną traumę psychologa wezwano do niej dopiero następnego dnia.
- Pani psycholog powiedziała, że pacjentka powinna czuć się wyróżniona, bo to sytuacja jedna na milion. Ja nie chciałabym być tak wyróżniona. Pół godziny w trumnie, a trumną jest moje własne ciało - mówi radca prawny, Aneta Naworska.
- Pacjentka nie została pozostawiona sama sobie, szpital zrobił wszystko to, co na tę chwilę mógł zrobić - powiedział prezes Nowego Szpitala w Świeciu, Tomasz Ławrynowicz.
Fakty TVN