Widzi pani? To jest fragment ludzkiej czaszki – mówi archeolog Wojtek Mazurek, podnosząc z ziemi kilkucentymetrowy biały kawałek kości. Słowa brzmią szokująco, bo jest sobota, świeci słońce, doskonały dzień na spacer. Rozglądam się. Rodzina z psem wysiada z samochodu i wolnym krokiem idzie wzdłuż alejki. Mija ich grupa dzieci i dorosłych na rowerach. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wszystko dzieje się na terenie byłego obozu w Sobiborze. Nie ma tu dziś ochrony, nie ma nawet informacji o tym, żeby zwiedzający nie chodzili po polanach, gdzie po prawej stronie są groby masowe, a po lewej – szczątki kości, które wymywa z piachu deszcz. Dookoła monumentu upamiętniającego 250 tys. ofiar nazistów mniejsze i większe szczątki kości znajdujemy dosłownie co kilka metrów. Ale ten fakt nie wprowadza spacerowiczów w zakłopotanie. Nie przejmują się tym również urzędnicy, bo dla nich najważniejsze jest jak najszybsze rozpoczęcie w Sobiborze budowy nowego muzeum. Projekt razem nadzorują i finansują Polska, Holandia, Izrael i Słowacja – państwa, których obywatele zostali zgładzeni w obozie. Wszystko pewnie gładko by szło, gdyby pewnego dnia do Sobiboru nie wybrał się Jonny Daniels, szef fundacji From The Depths. Zobaczył poniewierające się szczątki kości, wściekł się i zażądał od polskiego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego pozwolenia na zorganizowanie ich zbiórki i pochówku. Zagroził, że inaczej to, jak traktuje się w Polsce szczątki ofiar nazistów, może wypłynąć w światowych mediach. Ministerstwo odpowiedziało, że szczątków ruszać nie wolno, bo są jednocześnie zabytkiem archeologicznym i dowodem nazistowskich zbrodni. W opinii resortu sama inicjatywa jest jedynie próbą autopromocji Danielsa. Wiele wskazuje na to, że w tle sporu o szacunek dla ludzkich kości toczy się jeszcze spór ambicjonalny.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.