- Założyliśmy kurtki, wiedziałyśmy, że będzie ewakuacja. Niczego nie udało się nam zabrać, wszystko zostało w pokoju, najważniejsze było ratowanie siebie - mówiła jedna z kobiet, która została ewakuowana z hotelu Belvedere w Zakopanem. Nad ranem w budynku wybuchł pożar.
- Na szczęście miałyśmy psa, który zaczął nas budzić. Jak wstałyśmy, to w naszym pokoju był już dym. I cały zaczął się palić - relacjonowała kobieta.
Jak tłumaczyła kobieta, kiedy wybuchł pożar, nie było słuchać żadnego alarmu. - Masakra. Ludzie też mówili, że nie było żadnego dźwięku, aby ich obudzić, dopiero jak zeszliśmy na dół, słychać było jakieś piszczenie. W hotelu biegał tylko jeden człowiek z gaśnicą, który wszystkich budził. Nie był sobie w stanie ze wszystkim poradzić. Ale i tak, dla panu Sebastianowi, bo tak się bodajże nazywa, należy się złoty medal - mówiła.
Z hotelu Belvedere, gdzie w sobotę około godziny czwartej nad ranem wybuchł pożar ewakuowano ponad 400 osób.
tvn24.pl
Jak tłumaczyła kobieta, kiedy wybuchł pożar, nie było słuchać żadnego alarmu. - Masakra. Ludzie też mówili, że nie było żadnego dźwięku, aby ich obudzić, dopiero jak zeszliśmy na dół, słychać było jakieś piszczenie. W hotelu biegał tylko jeden człowiek z gaśnicą, który wszystkich budził. Nie był sobie w stanie ze wszystkim poradzić. Ale i tak, dla panu Sebastianowi, bo tak się bodajże nazywa, należy się złoty medal - mówiła.
Z hotelu Belvedere, gdzie w sobotę około godziny czwartej nad ranem wybuchł pożar ewakuowano ponad 400 osób.
tvn24.pl