Niewielka grupa działaczy Porozumienia Zielonogórskiego próbuje dzisiaj szantażować i grać bezpieczeństwem pacjentów – grzmiał na konferencji prasowej minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, a była rzecznik rządu Małgorzata Kidawa- -Błońska dolała oliwy do ognia, informując, że lekarz rodzinny zarabia miesięcznie 17 tys. zł. Naród zapamiętał, że lekarze rodzinni, którzy nie godząc się na głodowe stawki, zdecydowali się zamknąć gabinety, zarabiają krocie, a chcą jeszcze więcej.
PERFEKCJONISTA NIE WYTRZYMUJE
Hubert Nowak, „szantażysta” z 16-letnim stażem w małej podlaskiej gminie, oglądał Arłukowicza z narastającym spokojem. – Każdy kolejny epitet utwierdzał mnie w moim postanowieniu. Jeśli przez ostatnie tygodnie biłem się z myślami, czy słusznie oddaję praktykę, teraz nie miałem najmniejszych wątpliwości – mówi lekarz, który w tekście woli występować pod fikcyjnym nazwiskiem. 41-latek, specjalista medycyny rodzinnej, kontraktu z NFZ postanowił nie podpisywać dużo wcześniej, niż decyzję tę podjęło kilka tysięcy lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej (POZ): internistów, pediatrów, lekarzy medycyny ogólnej i tych bez specjalizacji. Od marca przyglądał się projektowi pakietu onkologicznego, który ciężar diagnozowania przerzucał na lekarzy POZ i wiedział, że to się nie może udać. Nie tylko finansowo. – Od jakichś dwóch lat mój organizm przestawał wytrzymywać tempo prowadzenia prywatnej praktyki. Pod koniec dziesięciogodzinnego dnia pracy byłem mniej uważny, bałem się, że mogę coś przeoczyć. Błąd mógł kosztować życie moich pacjentów, a ja jestem perfekcjonistą – tłumaczy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.