Marlena, 36-latka, specjalista od public relations, wyjechała z Warszawy, bo szefowie zaproponowali jej, aby była w zespole, który tworzył nową filię firmy w Krakowie. Awans, spora podwyżka, opłacona wynajęta kawalerka. – Początkowo pomyślałam: bez sensu. Ania dopiero w pierwszej klasie podstawówki, Krzyś w czwartej. A potem zaczęłam się bić z myślami. Bo właściwie czemu nie? Nie wyjeżdżam na zawsze. I nie na drugi koniec świata – opowiada. Jej mąż Radek ma w Warszawie stabilną posadę – kierownicze stanowisko w firmie ubezpieczeniowej. Narada była więc szybka i konkretna. Wszyscy przenoszą się do Krakowa? Odpada. On nie rzuci pracy. Ona zabiera dzieci z sobą? Ta wersja też szybko upadła. Nie można z dnia na dzień przeorganizować im życia. Pozostała opcja: Radek z dziećmi tu, ona tam. Do Warszawy przyjeżdżała w piątek wieczorem. Wyjeżdżała w niedzielę po południu. Tak miało być przez mniej więcej rok. Przedłużyło się do półtora.
Kasia i Piotr na odległość funkcjonują od dwóch lat. On znalazł pracę w Niemczech. Ona z siedmioletnią córką Marysią zostały w Poznaniu. Starają się widywać w każdy weekend. Najczęściej przyjeżdża on, ale bywa odwrotnie. – Właściwie ciągle mam w domu jakieś walizki. Albo Piotrka, albo nasze – opowiada Kasia, która w Poznaniu ma własne biuro rachunkowe.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.