- Każdy pewnie próbuje zracjonalizować swoje postępowanie i wyjść z twarzą. Jest to bardzo przykre, że poważni dziennikarze, poważni ludzie, przedstawiciele poważnych społeczności zachowują się w ten sposób. To jest absolutnie niedopuszczalne, by ktokolwiek włamywał się do budynku - powiedział dyrektor muzeum Auschwitz, Piotr Cywiński. Odniósł się w ten sposób do zajścia, które miało miejsce po obchodach 70. rocznicy obozu. Włoska ekipa telewizyjna wraz z gośćmi utknęła na terenie Auschwitz w nocy - podaje TVN 24.
- Nikt mi nie wyjaśni, w jaki sposób osoba, która chciała wyjść, włamała się, by wyjść jeszcze bardziej - dodał.
Zdaniem Cywińskiego ekipa telewizyjna włoskiego programu oraz osoby, które miały wystąpić w roli gości, dostali pisemne pozwolenie na realizację programu do godz. 21. Ze względu na to, że nagrania nie udało się zrealizować w umówionym czasie, zgodę przedłużono. - Mieli specjalną zgodę, zgodę przedłużaną. Kręcili dokument telewizyjny. Poszliśmy im na rękę i wydłużyliśmy im czas - powiedział Cywiński. Według nowej wersji realizacja programu miała się zakończyć o godzinie 23.30, kiedy to członkowie ekipy byli umówieni z wartownikiem na otworzenie furtki. - Jest pełen monitoring. Pojawili się kilka minut po 23, wartownika nie było, bo było pół godziny za wcześnie. Dokonali wejścia do budynku obok. Najpierw otworzyli sobie okno, jedna osoba weszła do środka i otworzyła innym drzwi. Zawyły alarmy, a straż zareagowała perfekcyjnie. Przyszli, próbowali wylegitymować ludzi. Ci odmówili, więc straż zawołała policję - wyjaśnił Cywiński.
Pytany o to, czy to zdarzenie może zaszkodzić uroczystościom, odpowiedział, że nie. - Myślę, że to jest jeden z incydentów życia codziennego, gdzie ktoś po prostu nie potrafił się zachować w sposób normalny, przewidywalny, zgodny z prawem - stwierdził dyrektor.
Riccardo Pacifici, przywódca żydowskiej wspólnoty w Rzymie i cztery inne osoby zostały zamknięte przez przypadek na terenie dawnego obozu Auschwitz. Pacifici po uroczystościach w 70. rocznicę wyzwolenia obozu wziął udział we włoskim programie "Matrix", który jest emitowany na żywo. Po nagraniu, około godz. 23 Pacifici zobaczył, że bramy obozu są zamknięte. Wraz z nim na terenie muzeum utknęło jeszcze dwóch pracowników technicznych, rzecznik żydowskiej wspólnoty Fabio Perugia oraz gospodarz programu "Matrix" David Parenzo.
Mężczyźni po godzinie prób uzyskania pomocy, zdecydowali wydostać się z terenu obozu przez okno. Wtedy aktywowali alarm. Na miejscu pojawili się policjanci, którzy najpierw przesłuchiwali obcokrajowców na miejscu, a potem zabrali ich na posterunek. Kolejne przesłuchanie trwało trzy godziny. "Zostaliśmy zatrzymani przez polską policję w Auschwitz. Wstyd" - pisał na Twitterze Pacifici.
- Potraktowali nas jak przestępców - powiedział Perugia. - Przyjeżdżało coraz więcej policjantów, aż w końcu kilkunastu przetrzymywało nas w obozie - opisywał całe zajście Włoch. Jak tłumaczył Pacifici, nie mógł dogadać się z funkcjonariuszami z powodu bariery językowej.
Dopiero po przesłuchaniu z udziałem tłumacza wezwanego z ambasady, około 6 rano Włosi zostali wypuszczeni z komisariatu. - Jestem oszołomiony. Na pewno nie było to przyjemne przeżycie. Było to dla mnie tak trudne emocjonalnie, że w pewnym momencie powiedziałem policjantom: albo mnie aresztujecie, albo wypuścicie, bo to dla mnie za dużo - mówił Pacifici.
W sprawie głos zabrała już polska ambasada w Rzymie. Jak wyjaśniano w specjalnym oświadczeniu, wizyta ponad 50 delegacji i wielu głów państw wymagała "drastycznie wzmożonych środków bezpieczeństwa".
"Wyrażamy ubolewanie ze względu na zaistniałą sytuację, ale troska o godny charakter upamiętnienia ofiar Holocaustu oraz szczególny kontekst i czas sprawiły, że służby porządkowe nie mogły pozwolić sobie na traktowanie jakiegokolwiek naruszenia godności tego miejsca i poczucia bezpieczeństwa w sposób niezgodny z procedurami" - napisano w oświadczeniu.
TVN 24
Zdaniem Cywińskiego ekipa telewizyjna włoskiego programu oraz osoby, które miały wystąpić w roli gości, dostali pisemne pozwolenie na realizację programu do godz. 21. Ze względu na to, że nagrania nie udało się zrealizować w umówionym czasie, zgodę przedłużono. - Mieli specjalną zgodę, zgodę przedłużaną. Kręcili dokument telewizyjny. Poszliśmy im na rękę i wydłużyliśmy im czas - powiedział Cywiński. Według nowej wersji realizacja programu miała się zakończyć o godzinie 23.30, kiedy to członkowie ekipy byli umówieni z wartownikiem na otworzenie furtki. - Jest pełen monitoring. Pojawili się kilka minut po 23, wartownika nie było, bo było pół godziny za wcześnie. Dokonali wejścia do budynku obok. Najpierw otworzyli sobie okno, jedna osoba weszła do środka i otworzyła innym drzwi. Zawyły alarmy, a straż zareagowała perfekcyjnie. Przyszli, próbowali wylegitymować ludzi. Ci odmówili, więc straż zawołała policję - wyjaśnił Cywiński.
Pytany o to, czy to zdarzenie może zaszkodzić uroczystościom, odpowiedział, że nie. - Myślę, że to jest jeden z incydentów życia codziennego, gdzie ktoś po prostu nie potrafił się zachować w sposób normalny, przewidywalny, zgodny z prawem - stwierdził dyrektor.
Riccardo Pacifici, przywódca żydowskiej wspólnoty w Rzymie i cztery inne osoby zostały zamknięte przez przypadek na terenie dawnego obozu Auschwitz. Pacifici po uroczystościach w 70. rocznicę wyzwolenia obozu wziął udział we włoskim programie "Matrix", który jest emitowany na żywo. Po nagraniu, około godz. 23 Pacifici zobaczył, że bramy obozu są zamknięte. Wraz z nim na terenie muzeum utknęło jeszcze dwóch pracowników technicznych, rzecznik żydowskiej wspólnoty Fabio Perugia oraz gospodarz programu "Matrix" David Parenzo.
Mężczyźni po godzinie prób uzyskania pomocy, zdecydowali wydostać się z terenu obozu przez okno. Wtedy aktywowali alarm. Na miejscu pojawili się policjanci, którzy najpierw przesłuchiwali obcokrajowców na miejscu, a potem zabrali ich na posterunek. Kolejne przesłuchanie trwało trzy godziny. "Zostaliśmy zatrzymani przez polską policję w Auschwitz. Wstyd" - pisał na Twitterze Pacifici.
- Potraktowali nas jak przestępców - powiedział Perugia. - Przyjeżdżało coraz więcej policjantów, aż w końcu kilkunastu przetrzymywało nas w obozie - opisywał całe zajście Włoch. Jak tłumaczył Pacifici, nie mógł dogadać się z funkcjonariuszami z powodu bariery językowej.
Dopiero po przesłuchaniu z udziałem tłumacza wezwanego z ambasady, około 6 rano Włosi zostali wypuszczeni z komisariatu. - Jestem oszołomiony. Na pewno nie było to przyjemne przeżycie. Było to dla mnie tak trudne emocjonalnie, że w pewnym momencie powiedziałem policjantom: albo mnie aresztujecie, albo wypuścicie, bo to dla mnie za dużo - mówił Pacifici.
W sprawie głos zabrała już polska ambasada w Rzymie. Jak wyjaśniano w specjalnym oświadczeniu, wizyta ponad 50 delegacji i wielu głów państw wymagała "drastycznie wzmożonych środków bezpieczeństwa".
"Wyrażamy ubolewanie ze względu na zaistniałą sytuację, ale troska o godny charakter upamiętnienia ofiar Holocaustu oraz szczególny kontekst i czas sprawiły, że służby porządkowe nie mogły pozwolić sobie na traktowanie jakiegokolwiek naruszenia godności tego miejsca i poczucia bezpieczeństwa w sposób niezgodny z procedurami" - napisano w oświadczeniu.
TVN 24