Mamy prawo wiedzieć! (aktl.)

Mamy prawo wiedzieć! (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie będzie odtajnienia zeznań byłej prokurator od sprawy Rywina Wandy Marciniak. Sąd Rejonowy w Starachowicach częściowo odtajnił proces m.in. dwóch byłych samorządowców.
"Z wielkim bólem informuję, że nie ma żadnej możliwości prawnej zdjęcia klauzuli poufności z tych zeznań" - tłumaczył podczas konferencji prasowej minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk, dodając, że on osobiście uważałby ujawnienie zeznań Wandy Marciniak za celowe. Podczas konferencji powołano się na przepisy prawa, które mówią, że informacje uzyskane przez prokuratora w związku z wykonywanymi czynnościami są objęte tajemnicą i nie mogą być ujawniane.

Zastępca Kurczuka Ryszard Stefański podkreślił, że także sejmowa komisja nie może odtajnić tych zeznań, ale może je wykorzystywać w  swoich pracach i dopuszczać do nich "określone osoby", np. prokuratora.

W ubiegłym tygodniu była prokurator Prokuratury Okręgowej w  Warszawie Wanda Marciniak złożyła tajne zeznania przed komisją śledczą. Komisja zwróciła się jednak do Prokuratora Generalnego o  odtajnienie protokołu przesłuchania.

Tomasz Nałęcz, szef komisji zapowiedział, że zwróci się sejmowego Biura Studiów i  Ekspertyz o zbadanie tej sprawy. Zaznaczył, że zarówno komisja śledcza, jak i prokuratura zapewniały opinię publiczną, że  zeznania będą odtajnione.

"Dołożę starań, aby również sprawozdanie komisji nie dzieliło się na część jawną i poufną" - podkreślił Nałęcz. "Jeśli w grę nie  wchodzą tajemnice zagrażające dobru państwa, to taka sytuacja nie  powinna mieć miejsca" - zaznaczył.

To nonsens i piramidalna brednia - tak decyzję o nieodtajnieniu protokołu zeznań Wandy Marciniak określił członek komisji śledczej badającej sprawę Rywina, szef klubu PO Jan Rokita.

Powiedział on dziennikarzom, że zeznania będą jawne. "Albo odtajni je arbitralną decyzją komisja, o co będę jutro wnosił, albo ja państwu je przekażę na własną odpowiedzialność" - dodał. Szef klubu PO zapowiedział, że na najbliższym posiedzeniu komisji zgłosi wniosek o to, by komisja uznała, że sama może odtajnić zeznania.

****************************************

Sąd Rejonowy w Starachowicach częściowo odtajnił proces m.in. dwóch byłych samorządowców. Rozprawy będą niejawne tylko w części dotyczącej tajnych materiałów dowodowych.

Dziennikarze nie mogą używać urządzeń rejestrujących.

Częściowe odtajnienie, podobnie jak poprzednio całkowite utajnienie procesu, zostało wprowadzone na wniosek obrońców b. starachowickich samorządowców.

Przed rozpoczęciem rozprawy przeciwko dwóm byłym samorządowcom i trzem innym osobom, drzwi sądu w Starachowicach szturmowało kilkadziesiąt osób z Ruchu Obrony Bezrobotnych. Policja zatrzymała trzech najbardziej agresywnych uczestników pikiety, której uczestnicy wznosili okrzyki: "Chronią złodziei!". W opinii dowódcy plutonu, który ochraniał sąd, osoby te były nietrzeźwe.

Prezes Sądu Rejonowego w Starachowicach polecił czasowo zamknąć drzwi budynku sądowego, aby "zapanować nad porządkiem i zapewnić bezpieczeństwo pracującym wewnątrz osobom" - wyjaśniał później rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach, sędzia Artur Adamiec. Dodał, że było to konieczne, bo budynek starachowickiego sądu nie jest wyposażony w bramki do wykrywania metali ani inne zabezpieczenia.

Dwaj starachowiccy samorządowcy zostali zatrzymani w marcu wraz z  kilkunastoma osobami przez policjantów Centralnego Biura Śledczego i aresztowani. Prokuratura oskarżyła starostę starachowickiego o  usiłowanie wyłudzenia ponad 28 tys. zł odszkodowania za rzekomo skradzione auto, a byłego wiceprzewodniczącego rady powiatu o  wyłudzenie odszkodowania i łapówkarstwo. Obaj mieli działać "wspólnie i w porozumieniu" z  Leszkiem S. - szefem miejscowej organizacji przestępczej.

Z tą sprawą wiąże się głośny skandal, dotyczący uprzedzenia obserwowanych przez Centralne Biuro Śledcze starachowickich samorządowców o planowanej przeciwko nim akcji. Oskarża się o to posła Andrzeja Jagiełłę (SLD; wystąpił z klubu parlamentarnego tej partii). Z policyjnego podsłuchu telefonów wynika, że Jagiełło miał się powołać na informacje uzyskane od wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotki. Później twierdził, że powołanie się na Sobotkę było blefem z jego strony.

Informatorem Jagiełły miał być Henryk Długosz (SLD; zawiesił członkostwo w klubie SLD). Obydwu posłom Prokuratura Okręgowa w Kielcach zarzuca, że w powiązaniu z co najmniej jeszcze jedną wtajemniczoną osobą utrudnili postępowanie karne w tej sprawie.

rp, pap