Ł., który wiele czasu poświęcił opowieściom o swym udziale w AK i w Powstaniu warszawskim, powiedział przed sądem, że wyznaczenie go do procesu w sprawie grupy Pileckiego było "szatańskim planem, przywiezionym z Kraju Rad, konfrontowania akowców na sali sądowej". Na trzy dni przed szumnie zapowiadanym przez stalinowską propagandę procesem "wielkiej grupy szpiegowskiej" jego przełożony z Naczelnej Prokuratury Wojskowej polecił mu prowadzenie tej sprawy, bo "prokurator, który miał oskarżać, zachorował". Ł. - jak twierdzi - liczył, że w aktach sprawy znajdzie dowody na sfingowanie procesu, co ułatwiłoby mu wycofanie się z oskarżania, ale "nie znalazł niczego; zarzut szpiegostwa nie budził najmniejszych wątpliwości, a zapas broni grupy to był cały arsenał". "Wiedziałem, że Informacja Wojskowa (wszechwładny kontrwywiad ówczesnego wojska) interesowała się mną, bo zataiłem przynależność do AK" - powiedział Ł. "Gdybym się zdobył na heroizm, to i tak w niczym bym nie pomógł tym nieszczęsnym patriotom; na moje miejsce przyszedłby bardziej zdyscyplinowany prokurator" - oświadczył Ł., dodając, że "nie ma obowiązku bycia bohaterem". Gdybym nie zgodził się na oskarżanie Pileckiego, sam zająłbym miejsce obok niego na ławie oskarżonych - powiedział.
Przełożeni zażądali, by wniósł on o cztery kary śmierci w procesie grupy Pileckiego, zapewniając go, że Bolesław Bierut i tak skorzysta z prawa łaski wobec Pileckiego. "Nie miałem najmniejszych wątpliwości, że ten tyran ułaskawi Pileckiego. Ale ten okrutnik tego nie zrobił. Na tym polega zbrodniczość sprawy: że zginął wspaniały człowiek" - oświadczył oskarżony.
"Moralnie jestem już ukarany" - uważa Ł., mówiąc o tym, że pozbawiono go praw kombatanckich, wyrzucono ze związku AK, skreślono z listy adwokatów. "Nie ma jednak warunków do ukarania mnie na podstawie kodeksu karnego" - zakończył, prosząc, by sad uniewinnił go już teraz, bez przesłuchiwania świadków, "którzy nic do sprawy nie wniosą".
Byłemu prokuratorowi, który odpowiada z wolnej stopy, grozi dożywocie.
Oskarżał on w procesie grupy Pileckiego przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie w marcu 1948 r., w którym zapadły trzy wyroki śmierci (jeden - na Pileckim - wykonany). Sąd ten uznał, że skazani byli szpiegami, działającymi na rzecz "obcego wywiadu". W 1990 r. Sąd Najwyższy uznał, że nie byli oni szpiegami, bo zbierali i przekazywali informacje dla polskiego wojska na Zachodzie i reprezentującego je rządu londyńskiego, co miało charakter polityczny, a nie agenturalny.
Innym skazanym w tym procesie był prof. Tadeusz Płużański, filozof, żołnierz AK i WiN, który podkreślał, że oficerami AK byli zarówno szef składu sędziowskiego w sprawie Pileckiego, ppłk Jan Hryckowian (już nie żyje), jak i prokurator Ł. Pytany, jak to możliwe, że w takim procesie akowcy występowali także "po tamtej stronie", odparł: "Słabość moralna i polityczna tych ludzi czyniła z nich po prostu szmaty, którymi można było wytrzeć każdą podłogę, nawet najbrudniejszą". "Słabość jest najstraszniejszą cechą charakteru; ludzie słabi są zdolni do każdej zbrodni" - dodał. Procesu Ł. Płużański nie doczekał - zmarł w 2002 r.
Urodzony w 1901 r. Witold Pilecki walczył w wojnie polsko- sowieckiej 1920 r. i we wrześniu 1939 r. Był współorganizatorem Tajnej Armii Polskiej, która weszła w skład Związku Walki Zbrojnej- AK. W 1940 r. został dobrowolnym więźniem Oświęcimia, gdzie utworzył organizację konspiracyjną. Następnie zbiegł z obozu i przekazał AK dowody hitlerowskiego ludobójstwa. Walczył w Powstaniu Warszawskim; potem dostał się do II Korpusu Polskiego. W 1945 r. był emisariuszem gen. Andersa do Polski. Przekazywał mu informacje m.in. o zbrodniach UB.
Aresztowano go w maju 1947 r. W sfingowanym procesie został wraz z innymi oskarżony o szpiegostwo i mimo braku dowodów skazany na śmierć. Władze PRL skazały też na zapomnienie pamięć o nim, by w oświęcimskiej konspiracji swą wielkością nie przesłonił roli eksponowanego w PRL wieloletniego premiera Józefa Cyrankiewicza. Brytyjski historyk Michael Foot zaliczył Pileckiego do najodważniejszych uczestników walki podziemnej w okupowanej Europie.
W całym okresie stalinowskim (w latach 1944-56) skazano w Polsce na śmierć ok. 5 tys. osób. Mimo ujawnienia po przełomie 1956 r. licznych mordów sądowych, w PRL nigdy nie wszczęto żadnego śledztwa wobec ich sprawców. Obecnie IPN prowadzi w całym kraju kilkadziesiąt śledztw w sprawie mordów sądowych. Na razie nie ma ani jednego wyroku skazującego sprawcę takiego mordu.
em, pap