Będę działał na rzecz naprawienia tego nieporozumienia i jeszcze dzisiaj skontaktuję się z Waszyngtonem i biurem FBI - oświadczył ambasador USA w Polsce Stephen Mull po wyjściu z MSZ. Dyplomata został wezwany w związku z kontrowersyjną wypowiedzią szefa FBI, który uznał Polaków za współwinnych holokaustu - podaje tvn24.pl.
- Wiceminister Soczewica zaprosił mnie na rozmowę. Chciał, i to jest bardzo zrozumiałe, wyrazić niepokój rządu polskiego i protestował w sprawie tej wypowiedzi dyrektora FBI - powiedział Mull. - Oczywiście rozumiemy, jak te wypowiedzi zostały zrozumiane w Polsce, żałuję, że jest taka sugestia - dodał i zapewnił, że słowa Jamesa Comeya nie są stanowiskiem USA.
Mull obiecał, że zajmie się sprawą jak najszybciej. - Jeszcze dzisiaj będę w kontakcie z Waszyngtonem i biurem FBI - zapowiedział.
Kontrowersyjna wizja historii
Sprawa dotyczy przemówienia Jamesa B. Comeya, dyrektora FBI. Wygłosił je podczas spotkania z przedstawicielami środowisk żydowskich w Muzeum Holokaustu. Powiedział w nim m.in., że "nawet dobrzy ludzie pomagali w mordowaniu milionów" i wymienił w tym kontekście Polaków.
Comey stwierdził, że każdy zatrudniany przez niego pracownik FBI musi odbyć wycieczkę do waszyngtońskiego muzeum.
„Chcę, żeby (agenci - red.) zrozumieli, że mimo przeprowadzenia rzezi przez chorych i złych ludzi, w ich ślady poszli też ludzie, którzy kochali swoje rodziny, dawali jałmużnę i chodzili do kościoła. Dobrzy ludzie pomogli mordować miliony i najstraszniejszą ze wszystkich lekcji jest ta pokazująca, że jesteśmy w stanie zrezygnować z indywidualnej moralności, poddając się władzy grupy, jesteśmy w stanie przekonać się do prawie wszystkiego” - czytamy w przemówieniu. „W ich mniemaniu, mordercy i ich wspólnicy z Niemiec, Polski, Węgier i wielu, wielu innych miejsc nie zrobili niczego złego, bo przekonali siebie do tego, że uczynili to, co było słuszne i od czego nie było ucieczki. To robią ludzie i to powinno nas naprawdę przerażać” - dodał Comey.
"Wypowiedź przekracza granice jakiegokolwiek taktu"
Dariusz Rosati ocenił w TVN24, że Comey powinien zostać osobiści upomniany przez prezydenta Baracka Obamę. Jego zdaniem wypowiedź szefa FBI przekracza "granice jakiegokolwiek taktu i przyzwoitości".
- Po pierwsze, pada z ust wysokiego przedstawiciela administracji. Po drugie, to był cały wywód na ten temat, który świadczy albo o ogromnej ignorancji, albo złej woli. Nie chcemy brać pod uwagę tego drugiego scenariusza, liczymy, że była to pomyłka albo brak wiedzy. Trzeba to sprostować - podkreślił.
"Sytuacja na ostrą notę protestacyjną"
Rosati dodał, że ze strona amerykańska oprócz przeprosin powinna przedstawić "jasne stanowisko, że tego typu wypowiedzi z ust oficjalnych przedstawicieli naszego największego sojusznika nie będą więcej padały".
Adam Hofman przekonywał natomiast, że "reakcja państwa powinna być bardziej zdecydowana".- To jest sytuacja na ostrą notę protestacyjną i wezwanie ambasadora. Jest on w Polsce bardzo lubiany, ale to nie znaczy, że nie należałoby tego uczynić - stwierdził.
Twitter, The Washington Post, tvn24.pl
Mull obiecał, że zajmie się sprawą jak najszybciej. - Jeszcze dzisiaj będę w kontakcie z Waszyngtonem i biurem FBI - zapowiedział.
Kontrowersyjna wizja historii
Sprawa dotyczy przemówienia Jamesa B. Comeya, dyrektora FBI. Wygłosił je podczas spotkania z przedstawicielami środowisk żydowskich w Muzeum Holokaustu. Powiedział w nim m.in., że "nawet dobrzy ludzie pomagali w mordowaniu milionów" i wymienił w tym kontekście Polaków.
Comey stwierdził, że każdy zatrudniany przez niego pracownik FBI musi odbyć wycieczkę do waszyngtońskiego muzeum.
„Chcę, żeby (agenci - red.) zrozumieli, że mimo przeprowadzenia rzezi przez chorych i złych ludzi, w ich ślady poszli też ludzie, którzy kochali swoje rodziny, dawali jałmużnę i chodzili do kościoła. Dobrzy ludzie pomogli mordować miliony i najstraszniejszą ze wszystkich lekcji jest ta pokazująca, że jesteśmy w stanie zrezygnować z indywidualnej moralności, poddając się władzy grupy, jesteśmy w stanie przekonać się do prawie wszystkiego” - czytamy w przemówieniu. „W ich mniemaniu, mordercy i ich wspólnicy z Niemiec, Polski, Węgier i wielu, wielu innych miejsc nie zrobili niczego złego, bo przekonali siebie do tego, że uczynili to, co było słuszne i od czego nie było ucieczki. To robią ludzie i to powinno nas naprawdę przerażać” - dodał Comey.
"Wypowiedź przekracza granice jakiegokolwiek taktu"
Dariusz Rosati ocenił w TVN24, że Comey powinien zostać osobiści upomniany przez prezydenta Baracka Obamę. Jego zdaniem wypowiedź szefa FBI przekracza "granice jakiegokolwiek taktu i przyzwoitości".
- Po pierwsze, pada z ust wysokiego przedstawiciela administracji. Po drugie, to był cały wywód na ten temat, który świadczy albo o ogromnej ignorancji, albo złej woli. Nie chcemy brać pod uwagę tego drugiego scenariusza, liczymy, że była to pomyłka albo brak wiedzy. Trzeba to sprostować - podkreślił.
"Sytuacja na ostrą notę protestacyjną"
Rosati dodał, że ze strona amerykańska oprócz przeprosin powinna przedstawić "jasne stanowisko, że tego typu wypowiedzi z ust oficjalnych przedstawicieli naszego największego sojusznika nie będą więcej padały".
Adam Hofman przekonywał natomiast, że "reakcja państwa powinna być bardziej zdecydowana".- To jest sytuacja na ostrą notę protestacyjną i wezwanie ambasadora. Jest on w Polsce bardzo lubiany, ale to nie znaczy, że nie należałoby tego uczynić - stwierdził.
Twitter, The Washington Post, tvn24.pl