McDonald kontra związkowcy

McDonald kontra związkowcy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Około 100 związkowców z Solidarności pikietowało przed świdnickim McDonaldem w obronie pięciu pracowników zwolnionych dyscyplinarnie, zdaniem związkowców za założenie związków.
Według McDonalda, zwolnienia wręczono za nieprawidłowości w firmie. Pod koniec września tego roku ze świdnickiej restauracji McDonalda zostało zwolnionych dyscyplinarnie pięciu menedżerów. Według zwolnionych, do wyrzucenia ich z firmy doszło dzień po tym, jak założyli w firmie związek zawodowy. Według rzecznika McDonalda, Krzysztofa Kłapy, zwolnienia nie mają nic wspólnego z działalnością związkową. "Osoby te zostały zwolnione, gdyż dopuściły się nieprawidłowości" - oświadczył.

Na czas pikiety, podczas której rzucano petardy, zamknięto restaurację, gdyż obawiano się o bezpieczeństwo gości i pracowników restauracji.

Związkowcy domagają się przede wszystkim przywrócenia zwolnionych osób do pracy, respektowania ich praw oraz pozwolenia na  działalność związkową pracownikom McDonalda. "Domagamy się należytego traktowania pracowników tej firmy" - powiedział przewodniczący NSZZ Solidarność Na Dolnym Śląsku Janusz Łaznowski.

"Zostaliśmy zwolnieni w związku z zatrzymaniem naszego kierownika, który podejrzany jest o defraudację pieniędzy. McDonald's uważa, że mamy z tym coś wspólnego. Nazywają nas złodziejami" - powiedziała zwolniona menedżerka i związkowiec Anna Krystyniak. - To tylko pretekst. Prawdziwym powodem zwolnienia jest założenie przez pracowników związku zawodowego NSZZ Solidarność - mówi.

Krystyniak zaprzeczyła, jakoby założenie związku miało być "przykrywką" dla nieprawidłowości, których mieliby się dopuścić w firmie pracownicy. Założyliśmy związek właśnie teraz, gdyż nowy szef bardzo źle nas traktował, więc chcieliśmy się bronić" - oświadczyła. Przyznała, że ich problemy zaczęły się na początku września, w momencie zatrzymania przez policję poprzedniego kierownika, Sebastiana R.

Sebastian R. nie pracuje już w McDonald's, ale on odszedł za porozumieniem stron.

Do pikietujących nie wyszedł żaden przedstawiciel McDonalda. Jedyną osobą reprezentującą firmę był rzecznik, który przybył na  miejsce, aby rozmawiać z dziennikarzami, a nie z pikietującymi.

"Zwolniliśmy pięciu menadżerów, gdyż - naszym zdaniem - zwolnione osoby musiały przynajmniej wyrazić zgodę na wyprowadzenie tych pieniędzy przez kierownika. Takie mamy systemy zabezpieczające, że bez podpisu tych pięciu zwolnionych osób kierownik niczego nie zdołałby zdefraudować" - powiedział Kłapa. Dodał, że daty założenia związku nie należy łączyć z datą zwolnień dyscyplinarnych, gdyż to czysty przypadek. "McDonald's nie jest przeciwnikiem związków zawodowych. Jesteśmy przeciwni łamaniu prawa" - podkreślił.

Rzecznik przyznał, że co prawda zarzuty postawiono tylko byłemu kierownikowi, ale śledztwo wciąż jest w toku. "Poza tym przeprowadziliśmy nasze wewnętrzne dochodzenie i na tej podstawie nabraliśmy pewności co do niektórych osób".

"Przewidziałem, że może tu być niebezpiecznie, że mogą być petardy i nie myliłem się" - powiedział rzecznik, w kierunku którego często leciały petardy. Pikietujący chodzili wokół restauracji i wykrzykiwali m.in. "Więcej sera do cheesburgera", albo "Bandyci". Z głośników leciały piosenki Jacka Kaczmarskiego. Były transparenty z napisami "Rozmawiajcie z nami zamiast nas wyrzucać".

W świdnickim McDonaldzie jest zatrudnionych około 30 osób. Zdaniem Kłapy, w restauracji nie planuje się dodatkowych zwolnień.

em, pap