25 kwietnia mężczyźni złożyli do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez redakcję gazety.
"Ujawniliśmy wizerunek i dane osobowe pedofilów z Żoliborza, działając w stanie wyższej konieczności. Była to reakcja na opieszałość organów ścigania, które przez wiele lat nie przerwały działalności obu pedofilów, mimo że o tym wiedziały" - powiedział Ziomecki. Dodał, że zanim zdecydował o ujawnieniu danych braci J., dwa tygodnie czekał na interwencję policji w tej sprawie.
Na konferencji prasowej Ziomecki przedstawił fragment kasety, która dała początek artykułom. Na filmie widać dziewczynki, które wykonują polecenia głosu zza kamery - przymierzają bieliznę, bawią się nago w piasku. Obok nich pojawia się czasem mężczyzna - według "Super Expressu" - jeden z braci J.
Ziomecki powiedział, że nie rozumie decyzji prokuratury o postawieniu mu zarzutów. Dodał, że czuje się nieswojo, iż organy ścigania, często przeciążone pracą, zajmują się nim, a nie na przykład sprawą "żoliborskich pedofilów". "Wygląda to tak, jakby ktoś występował w obronie praw pedofilów". Obrony dzieci nikt się nie podjął - powiedział.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Maciej Kujawski nie chciał skomentować sprawy. Poinformował, że nie zna jej szczegółów i odesłał po informacje w poniedziałek. Według "Super Expressu", śledztwo w sprawie braci J. prowadzi żoliborska prokuratura i wydział kryminalny Komendy Stołecznej Policji. Jeden z mężczyzn jest w areszcie, ma zarzut utrwalania treści pornograficznych z udziałem nieletnich. Drugi występuje w sprawie jako świadek.
em, pap